środa, 25 marca 2015

Rozdział II

                - Wróciłam - chodząc do domu rzuciłam moją torbę na schody. Mój dom w porównaniu do willi Nory to mała klitka. Piętrowy domek na obrzeżach miasta. Mieszkam tu od niedawna razem z rodzicami i moją młodszą siostrą - Madison. W naszym poprzednim mieszkaniu mieliśmy tylko trzy pokoje z kuchnią i niestety musiałam dzielić jeden z Madi. Aktualnie na piętrze każdy ma własny kąt. Jest sypialnia rodziców, pokój Madi i mój. Naprawdę fajnie jest mieć chociaż niewielką przestrzeń tylko dla siebie. Mój pokój jest chyba moim ulubionym pomieszczeniem w domu. To tam spędzam większość czasu.
                Jest już około godziny dziewiętnastej, ale w domu powinna być tylko moja siostra. Mama ma dzisiaj nocny dyżur w szpitalu. Tata od dwóch dni jest w podróży służbowej, wraca dopiero pod koniec tygodnia.
                Po zdjęciu kurtki i butów skierowałam się do kuchni, po coś do zjedzenia. Chwyciłam talerz z kawałkiem lasage, pozostałość po obiedzie Madi i kubek z colą. Nie lubiłam jeść w kuchni, szczególnie sama. Niestety w naszym domu nigdy nie było, czegoś takiego jak wspólny obiad, czy wspólna kolacja. Praca mamy zawsze kolidowała z pracą taty, nawet w weekendy nie było mowy o wspólnym posiłku. Po tylu latach już przywykłam. Idąc na górę, zabrałam torbę ze schodów.
                Widziałam, że Madison jak zwykle siedzi w swoim pokoju przed komputerem, nawet mnie nie zauważając. Czasami bałam się, że jest to już pewien stopień uzależnienia.  Większość swojego czasu spędza na portalach społecznościowych. Ja też od czasu do czasu zaglądam na takie strony z ciekawości czy ktoś dodał coś nowego, ale w moim wolnym czasie z reguły można zobaczyć mnie z książką, albo z pałeczkami w rękach. Moje największe dwa uzależnienia - muzyka i książki.
                Wchodząc do pokoju położyłam moją torbę przy wielkim biurku.  Mój pokój nie był duży, ale dobrze zagospodarowany. Sama wybierałam meble i ich ustawienie. Pod oknem stoi moje łóżko, przekryte zieloną kapą i masą poduszek, uwielbiam je. Od zawsze na moim łóżku leży sterta najróżniejszych podusi. Obok łóżka jest mała szafka nocna, a na przeciwko stoi drewniane biurko, a przy nim skórzany fotel. Pod ścianą znajduje się bardzo duża szafa z przeszklonymi drzwiami. I chyba mój najukochańszy kąt w moim pokoju, to miejsce gdzie stoi moja perkusja. Prezent na szesnaste urodziny. To chyba z jego powodu przesiaduje dziewięćdziesiąt procent mojego czasu właśnie tu.
                - Cześć - moja siostra weszła do pokoju - mama zostawiła dla ciebie kartkę, masz sporo do zrobienia.
                Nie lubiłam tego, że w naszym domu konwersacje prowadziliśmy głównie poprzez zostawiania małych karteczek z rzeczami do zrobienia.
                - Dzięki - wzięłam żółtą karteczkę od Madi - a ty już zrobiłaś swoje?
                - Tak wyszłam już z psem i posprzątałam swój pokój - uśmiechnęła się do mnie.
                - Tylko tyle rzeczy miałaś na liście? - trochę się zdziwiłam, ponieważ zawsze było strasznie dużo do zrobienia, ale wiedziałam, że pewnie większość obowiązków trafiła na moją listę.
                 - To i tak dużo, musiałam posprzątać sama cały mój pokój - Madison mówiła poważnie, a ja nie miałam siły już się z nią kłócić.
Spojrzałam na żółty kawałek papieru i byłam lekko zdziwiona, że jest na niej tak mało punktów do wykonania.
                                                Avery
ü  wynieś śmieci
ü  odkurz mieszkanie
ü  posprzątaj w kuchni
ü  posprzątaj swój pokój
                                mama
                Nie byłam zachwycona, ponieważ bardzo nie lubię sprzątać, przede wszystkim w kuchni. Zajęło mi to dobre dwie godziny. Ale po tym mogłam już spokojnie poobijać się w swoim pokoju. Przez cały wieczór myślałam o tym co się dzisiaj wydarzyło. Nie docierało to do mnie. Próbowałam sobie to wszystko poukładać i upewnić się, że to wydarzyło się naprawdę.
                W sobotni poranek niestety nie mogłam pozwolić sobie na długie wylegiwanie się w łóżku. Mój piesek już około ósmej rano wskoczył na moją kołdrę i zaczął mnie lizać po twarzy. Nie maiłam innego wyboru tylko szybko się ubrać i z nią wyjść.
                Po krótkim spacerze wróciłam prosto na śniadanie. Madison zrobiła dla wszystkich kanapki. W kuchni byłyśmy tylko we dwie, ponieważ mama jeszcze spała po nocnym dyżurze.
                - Avery co będziesz dzisiaj robić? - Madi zapytała się mnie biorąc kolejną kanapkę, jednak przez cały poranek zastanawiałam się co powinnam na siebie włożyć na dzisiejsze spotkanie z Stilsem.
                - Halo ziemia do Ave! Jesteś tutaj ze mną? - Madi krzyknęła i dopiero wtedy się ocknęłam.
                - Tak jestem, przepraszam zamyśliłam się. O co pytałaś? - uśmiechnęłam się do Madi w nadziej, że się na mnie nie obraziła.
                - Pytałam, jakie masz plany na dzisiejsze popołudnie? - Madi spokojnie powtórzyła pytanie.
                - Idę dzisiaj na łyżwy, a ty?
                - Ze Sky? - zapytała z dużą dociekliwością.
                - Nie dzisiaj nie - zarumieniłam się lekko. Miałam wrażenie, jakby Madi czytała w moim myślach i wiedziała, że coś się dzieje.
                - To już wiem dlaczego od wczoraj jesteś nieprzytomna.
                - Nie wiem o co ci chodzi Madi - uśmiechnęłam się do niej, bo wiedziałam, że zaraz mi wszystko wyjaśni.
                 - Wczoraj brudne talerze wstawiłaś do lodówki, a chleb i żółty ser do zmywarki.
                - Nie, to nie prawda - nie miała pojęcia, że byłam aż tak zamyślona.
                - Oj prawda, powiedz mi tylko jak ma na imię? - Madi uśmiechnęła się do mnie znacząco. Zawsze miała nosa w tych sprawach.
                - Nie wiem o czym mówisz - próbowałam udawać, że nie wiem o co chodzi, ale wiedziałam, że to bez sensu. Jak Madi zwęszy nową plotkę nigdy nie odpuści.
                - To jak z kim dzisiaj idziesz? - wiedziałam, że już nie da za wygraną.
                - Oj z nikim ważnym, ma na imię Stiles i ma mnie pouczyć jeździć na łyżwach, to tyle - widziałam o czym teraz myśli Madi -a ty co dzisiaj robisz?
                - Umówiłam się z Isabel. Mamy iść do centrum handlowego po nową sukienkę dla niej na imprezę - w duchu ucieszyłam się, że Madi nie drąży już tematu - muszę też poszukać nowych butów do mojej nowej kreacji.
                - U kogo jest teraz ta impreza? - Madi jest typem bardzo rozrywkowego człowieka, który nie przepuści żadnej zabawy. Całkowite przeciwieństwo mnie.
                - U Cartera, wyprawia swoje szesnaste urodziny.
                - A dużo osób jest zaproszonych? - to było pytanie retoryczne. Carter Bagley to jedynak z bardzo bogatymi rodzicami. Co roku wyprawia imprezy, na które przychodzi cała szkoła, z małymi wyjątkami. Ja nigdy nie miałam ochoty wybrać się na tę imprezę.
                - Na pewno będą tłumy, cała moja klasa na pewno się wybiera.
                - Rozmawiałaś już z mamą?
                - Tak jakby - Madi uśmiechnęła się i już wiedziałam, że coś kombinuje.
                - Madi co to znowu wymyśliłaś? - to nie była nowość, Madi zawsze ma plan jak osiągnąć swój cel, tylko coś mi mówiło, że tym razem ten plan dotyczy także mnie.
                - Mama powiedziała, że mogę iść, ale pod jednym warunkiem.
                - Jakim? - Madi mówiła to bardzo niepewnie.
                -Pod warunkiem, że pójdę z tobą - Madi mówiła spokojnie, ponieważ wie, że ostatnią rzeczą do czego jest mnie wstanie namówić to pójście na imprezę pełną ludzi - mama się o ciebie martwi, że nigdzie nie wychodzisz.
                - Oj nie zamydlisz mi tu oczu troską mamy o mnie.
                - Błagam cię Ave -Madi już prawe przede mną klęczała - ja naprawdę rzadko cię o coś proszę. Zrobię dla ciebie co tylko chcesz.
                - Wiesz, że nienawidzę  takich imprez. Gromada małolatów, która za wszelką cenę zdobędzie alkohol i większość upije się do nieprzytomności - nigdy nie miałam dobrego zdania o domówka wśród młodych. Byłam raczej typem mola książkowego i takie rozrywki nie należały do moich ulubionych - i nie podoba mi się, że ty tam chcesz iść.
                - Ave przestań, nie każdy idzie, żeby się napić. Większość ludzi chodzi na imprezy, żeby potańczyć i spędzić czas z innymi.
                - Madi nie dam się nabrać, że większość ludzi idzie potańczyć, a poza tym nie znam Cartera osobiście i nie mam zaproszenia. Byłoby dziwnie, gdybym się wprosiła.
                - Ave, prawie wszyscy na tej imprezie będą bez zaproszenia. Imprezy Cartera przeszły do legendy i nikt nie dba o zaproszenie.
                - Wiesz, że nie mam nawet co na siebie założyć - próbowałam już wszystkiego, żeby tylko się z tego wykręcić, jednak Madison nie dawała za wygraną, a ja rzadko potrafiłam jej odmówić jak patrzyła na mnie oczami smutnego kundla.
                - O to się nie martw, mogę pożyczyć ci swoją sukienkę - widziałam, że Madi już mi nie odpuści.
                - Kiedy jest ta impreza?
                - Za tydzień w sobotę, wszystko zaczyna się o dziewiętnastej.
                - Ok pójdę z tobą tylko pod jednym warunkiem - próbowałam brzmieć stanowczo.
                - Dobrze co tylko chcesz, najważniejsze, że pójdziemy we dwie - słyszałam, że Madi była naprawdę szczęśliwa.
                - Zero alkoholu - zaakcentowałam każde słowo - ani kropli i słuchasz się mnie przez cały wieczór.
                - Dobrze zero alkoholu i posłuszeństwo przez cały wieczór - Madi wstała i rzuciła mi się na szyję.
                - Dobra możesz mnie pościć, bo mnie udusisz - Madi wypuściła mnie z uścisku i podskoczyła z radości.
                - Dziękuję Avery - uśmiech nie schodził z jej twarzy - pójdę już się ubrać, ponieważ Isabel już pewnie na mnie czeka.
                Madison pobiegła na górę, a ja posprzątałam po śniadaniu. Po tym również poszłam szykować się na spotkanie ze Stilsem. Szczerze mówiąc byłam lekko rozczarowana, że nie napisał do mnie poprzedniego wieczora. Jednak nie zaprzątałam sobie tym długo głowy. Wybranie odpowiedniego stroju, fryzury i makijażu zajęło mi więcej niż przepuszczałam. Kilka razy sama zaczęłam się z siebie śmiać, nigdy nie przejmowałam się zbytnio wyglądem, a teraz dla chłopaka poznanego dzień wcześniej wyrzuciłam pół szafy. Doszłam do wniosku, że chyba każda dziewczyna w tym wieku przez to przechodzi.
                Około godziny trzynastej czterdzieści zorientowałam się, że mam tylko dwadzieścia minut, aby dojechać do centrum handlowego na lodowisko i na pewno się spóźnię. W pośpiechu wybiegłam z domu i udałam się prosto na przystanek autobusowy. Na szczęście nie musiałam długo czekać, ponieważ właściwy autobus przyjechał po niecałych dziesięciu minutach.
                Spóźniłam się tylko odrobinę. Gdy weszłam do galerii od razu skierowałam się na lodowisko. Był spory tłum, w szczególności było dużo dzieci, ale dzisiaj już nie przeszkadzało mi to tak bardzo.
                Rozglądałam się w poszukiwaniu Stilsa, ale nigdzie go nie widziałam. Czułam się trochę niepewnie. W głowie miałam najdziwniejsze myśli. Z jednej strony pomyślałam, że Stiles zapomniał o spotkaniu, z drugiej, że tylko się spóźni, ponieważ nie było jeszcze tak późno. Po około pół godziny, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno wczorajsze wydarzenia miały miejsce i nie były to tylko halucynacje. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc usiadłam w kawiarni znajdującej się na przeciwko lodowiska.  Miałam z niej dobry widok na wejście do szatni i nie mogłam go przeoczyć. Po godzinie oczekiwania lekko się już niecierpliwiłam. Żałowałam, że to nie ja wzięłam od niego numer telefonu. Teraz nie miałam nawet jak się z nim skontaktować.
                Po dwóch godzinach oczekiwań jedyną rzeczą o jakiej myślałam było to, że Stiles po prostu  mnie wystawił i to był tylko żart, cała ta wczorajsza scena z łyżwami. Wiedziałam, że taki chłopka jak on i ja szara myszka kompletnie do siebie nie pasuje, jednak idąc na to spotkanie miałam chociaż cień szansy, że taki przystojniak jak Stiles może się zainteresować taką dziewczyną jak ja. Niestety pomyliłam się.
                Wracając do domu zaszłam do sklepu po wielkie pudełko lodów czekoladowych.
                - Wróciłam - wchodząc do domu zauważyłam, że jest tylko mama, ponieważ nie było kurtki Madi. Musiała być jeszcze na zakupach z Is.
                - Jak się udała jazda - mama zawołała do mnie ze swojego gabinetu.
                - Dobrze - nie miałam ochoty na dłuższą pogawędkę, tym bardziej, że mama nie wiedziała nic o Stilsie.
                - Ja będę musiała dzisiaj wcześniej wyjść do pracy, popatrzysz na Madi - mama zawsze to mówiła. Zawsze mam pilnować Madison, pomimo iż ona się nigdy mnie nie słucha i tak naprawdę jestem tylko rok starsza od niej to mama i tak zawsze mi powierza całą odpowiedzialność.
                - Dobrze mamo, idę do pokoju - nie miałam już ochoty rozmawiać, chciałam  się trochę wyżyć  na bębnach, a następnie wziąć dobrą książkę i wielkie pudełko lodów czekoladowych.
Wchodząc do swojego pokoju rzuciłam się na łóżko i wyjęłam telefon z kieszeni. Musiałam z kimś pogadać.  Wybrałam numer Nory. Po dwóch sygnałach odebrała.
                - Halo - usłyszałam głos Nory.
                - Cześć tu Ave, musimy pogadać.
                - Ok zaraz będę u ciebie - zawsze wystarczył jeden telefon i gdy któraś z nas miała kłopot to druga zaraz u niej była.
                - Dzięki, czekam - Nora odłożyła telefon.
Po około piętnastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi.
                - Avery ktoś puka! - mama zawołała z dołu.
                - Wiem mamo, to do mnie, przyszła Nora - pobiegłam otworzyć drzwi.
                - Cześć - Nora weszła i powiesiła kurtkę w przedpokoju.
                - Hej wchodź już na górę, zaraz przyjdę - przekręciłam zamek w drzwiach i poszłam do gabinetu mamy.
                - Mamo o której wychodzisz? - mama siedziała przy laptopie.
                - Za piętnaście minut, a coś się stało?
                - Nie tylko, czy Nora może dzisiaj u nas nocować? - i tak z reguły siedziałyśmy z Madi same wieczorami i dlatego od czasu do czasu dziewczyny wpadały na noc.
                - Tylko Nora? Jak ostatnio pozwoliłam wam to z rana okazało się, że zrobiła się cała szóstka - zrobiłyśmy małe piżama party.
                - No nawet jakby dziewczyny wpadły to i tak siedzimy dzisiaj z Madi same w domu - próbowałam przekonać mamę.
                - Oj Avery - mama zawsze czuła się trochę winna, że przez większość czasu ja i Madi siedzimy same w domu, dlatego czasami pozwalała nam na trochę więcej niż powinna - dobrze dziewczyny też mogą przyjść tylko nie siedźcie do późna i może zamów pizze bo chyba nic nie ma do jedzenia, dam ci zaraz pieniądze.
                - Dziękuję mamo - byłam bardzo zadowolona. Mama wyjęła pieniądze z szuflady.
                - Tylko pamiętaj zajmij się Madi, powinna niedługo wrócić.
                - Dobrze mamo zajmę się nią i nie będziemy długo siedziały.
                Pobiegłam na górę do mojego pokoju, po drodze zabierając wielkie pudełko lodów czekoladowych i dwie łyżeczki. Nora siedziała na łóżku i przeglądała stos książek, który leżał na biurku.
                - Dobra teraz opowiadaj co się stało? To coś poważnego widzę pudełko pocieszenia - Nora nadal trzymała jedną z książek na kolanach i patrzyła na pudełko lodów - i to czekoladowe. Jak on ma na imię?
                - Oj skąd te podejrzenie, że chodzi o jakiegoś chłopaka? - Nora zawsze czytała mi w myślach. Nie wiedziałam od czego zacząć i czy w ogóle zaczynać. Przecież to nie ma sensu. Po prostu miałam wczoraj halucynacje i tyle.
                - Lody i to w dodatku czekoladowe mówią same za siebie - Nora uśmiechnęła się do mnie - to jak, zacznij od początku. Rzuciłam się na łóżko koło Nory chowając głowę w poduszkę.
                - Dobra widzę, że przydadzą się posiłki. Nora wyjęła telefon. Wystukała coś na klawiaturze telefonu. Podniosłam lekko głowę z poduszki.
                -Avery wychodzę, zamknij za mną drzwi.
                - Dobrze mamo - zawołałam - Nora możesz zamówić pizze, mama zostawiła pieniądze - uśmiechnęła się i ponownie chwyciła za telefon.
                - Dwie duże hawajskie?
                - Yhym ... - nie miałam siły podnieść głowy.
                - Dzień dobry, chciałam zamówić dwie duże pizze hawajskie na 15 Avon Street - Nora zaczęła chodzić po pokoju tak jak zwykle kiedy rozmawia przez telefon - dobra będzie za pół godziny.
Wzięłam pudełko lodów i moją łyżeczkę.
                - Chcesz? - podsunęłam pudełko w jej stronę. Usiadła na łóżku koło mnie.
                - Pewnie - Nora wzięła drugą łyżeczkę i przez jakiś czas jadłyśmy w milczeniu. Przeszkodził nam dzwonek do drzwi.
                - Ja otworzę - Nora zeszła z łóżka i pobiegła na dół. Słyszałam głosy dziewczyn. Kochałam je za to, że mogłam na nie liczyć w każdej sytuacji, bez względu na porę dnia, czy nocy.
                - Cześć - odstawiłam puste pudełko po lodach.
                - I jak, jaki stan? - spytała Skyler wchodząc do pokoju - lody czekoladowe, dobra jest źle.
                Przyciągnęłam poduszkę na głowę. Było mi trochę głupio, że zawracam dziewczynom głowy takimi błahostkami. Interwencje przeprowadzałyśmy nawet kilka razy w tygodniu, ale chyba najrzadziej z mojego powodu.
                - Dobra może zacznę od początku - odłożyłam poduszkę na bok i podciągnęłam się na łokciach. Abby i Ruby usiadły na podłodze koło łóżka. Skyler jak zwykle na fotelu stojącym koło biurka. Zawsze lubiła się na nim kręcić. Judite i Nora usiadły ze mną na łóżku - uczyłam się jeździć na łyżwach ze Skyler, niestety nie szło mi najlepiej i skończyłyśmy naukę trochę wcześniej. Sky musiała się zebrać szybciej, a ja próbowałam poradzić sobie z zepsutym zapięciem łyżwy. I wtedy się zaczęło. Podszedł do mnie chłopak, który chciał mi pomóc - i w tym momencie przerwał nam dzwonek do drzwi.
                - Pizza - Nora skoczyła na równe nogi.
                - Poczekaj pomogę ci - Judite wstała i poszła na dół razem z nami.
Wzięłam, po drodze do drzwi, pieniądze z biurka w gabinecie mamy.
                - Dziewczyny weźcie talerze ja odbiorę pizzę - otworzyłam drzwi, ujrzałam młodego, uśmiechniętego chłopaka trzymającego pudełko w jednej ręce, w drugiej rachunek.
                - Dzień dobry, dwie duże hawajskie? - miałam wrażenie, że skądś go znałam, ale nie byłam pewna skąd.
                - Tak - odwzajemniłam uśmiech i podałam mu pieniądze. Wziął je ode mnie i podał mi pizze - reszty nie trzeba.
                - Dziękuję i życzę smacznego - chłopak obrócił się i chciał już odejść.
                - Poczekaj...
                - Tak - chłopak szybko się obrócił zaciekawiony.
                - Przepraszam czy nie spotkaliśmy się wcześniej, wydaje mi się, że skądś cię znam.
                - Nie raczej nie jestem tu nowy. Tydzień temu przeprowadziłem się do tego miasta, a od dzisiaj pracuję jako kierowca w pizzerii.
                - Tak, no nic przepraszam - lekko się zarumieniłam. Zrozumiałam jak się wygłupiłam, ale ostatnio często mi się to zdarza. Chłopak obrócił się do swojego samochodu, a ja zamknęłam drzwi.
                Skierowałam się w stronę schodów, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zrobiło mi się gorąco, bo pomyślałam, że to chłopak od pizzy. Poleciałam do drzwi jak na skrzydłach. Jednak, gdy otworzyłam zobaczyłam tylko Madi obwieszoną zakupami.
                - Pizza! - Madi wchodząc rzuciła wszystkie torby w korytarzu - starczy dla mnie?
                - Pewnie, weź tylko talerz i przyjdź do nas - odparłam, lekko rozczarowana, że to jednak nie chłopak o promiennym uśmiechu.
                Poszłam na górę i każda rzuciła się na pizze, na szczęście starczyło dla wszystkich nawet dla Madi.
                - Co kupiłaś? - spytałam się Madison, która właśnie brała jeden kawałek.
                - Znalazłam śliczne buty do sukienki i genialną torebkę. Nie martw się dla ciebie też coś mam w końcu musisz wyglądać jakoś na tej imprezie.
                - Czy usłyszałam słowo impreza? - oczy Judite zaiskrzyły - Avery tylko mi nie mów, że idziecie na jakąś imprezę bez nas?
                 - Ja nie chce nigdzie iść to Madi mnie próbuje zaciągnąć.
                - Ej jak to próbuje? Nie zapominaj, że mi obiecałaś - Madi spojrzała na mnie czekając na potwierdzenie, że nie zapomniałam o obietnicy.
                - No tak obiecałam. Chcecie iść z nami? Impreza u niejakiego Cartera Bagleya.
                - Chłopaka, który ma ville z basenem i własną stadninę koni? - Abby zapytała lekko zaskoczona.
                - Tak, on jest z mojej klasy i zaprosił wszystkich, a ja mogę iść tylko pod warunkiem, że pójdę tam razem z Ave - Madi mówiła z pełnymi ustami sięgając po drugi kawałek pizzy.
                - Pewnie, że pójdziemy - Skyler zawsze lubiła imprezy i żadnej nigdy nie przepuściła z byle powodu.
                - Sky naprawdę chcesz się wkręcać na imprezę małolatów? - Ruby nie była optymistycznie nastawiona do tego pomysłu. Ona pod tym względem jest bardzo podobna do mnie, nie przepada za dużymi imprezami pełnymi ludzi.
                - Oj Ruby nie przesadzaj. O tyle co mi wiadomo Carter kończy szesnaście lat więc jest tylko rok młodszy od nas, a my wcale nie jesteśmy takie stare. Powinnyśmy iść, może być fajnie.
                - Dobra to ustalone idziemy na imprezę - Judite zawsze potrafiła szybko podjąć decyzję.
                Pomyślałam, że nie może być  tak źle, w końcu będziemy tam wszystkie razem. 
                - Pokażę ci zaraz sukienkę, którą mam dla ciebie - Madi wstała z podłogi i poleciała na dół. Po chwili była z powrotem. Wyciągnęła z papierowej torebki piękną, czarną sukienkę. Byłam zaskoczona.
                - Skąd miałaś pieniądze? - wiem, że powinnam inaczej zareagować, ale zastanawiało mnie jak było ją stać na taką sukienkę.
                - Spokojnie była przeceniona, podoba ci się? - Madi przyłożyła sukienkę do siebie i patrzyła na mnie pytający wzrokiem.
                -Pewnie, jest śliczna - wzięłam ją od niej i przyłożyłam ją do siebie.
                - I jak? - obróciłam się w stronę dziewczyn.
                - Jest śliczna w sam raz dla ciebie - pochwaliła sukienkę Abby.
                - Dzięki Madi - są chwilę, w których nie możemy się kompletnie dogadać, ale są także takie jak ta, w których mam ochotę ją wyściskać i cieszę się, że nie jestem jedynaczką.
                - Spoko to takie małe podziękowanie za to, że idziesz ze mną - Madi uśmiechnęła się szczerze do mnie - dobra ja lecę do siebie. Dziewczyny pamiętajcie za tydzień w sobotę o dziewiętnastej zaczynamy zabawę.
                Madi zamknęła za sobą drzwi, a ja wstałam żeby posprzątać puste talerze i pudełka po pizzy.
                - Poczekaj pomogę ci - Skyler wstała i wzięła dwa puste pudełka. Zaniosłyśmy wszystko do kuchni i zabrałyśmy szklanki i napój. Gdy weszłam do pokoju podałam wszystkim szklanki.
                - Możecie dzisiaj u mnie zostać? Mama ma dzisiaj nocny dyżur.
                - Pewnie mam na dole śpiwór - Abby zawsze wybierając się do mnie zabierała pół domu i zawsze była przygotowana na każdą sytuacje.
                - Ja też mogę - Ruby usiadła po turecku koło łóżka.
                - Dobra to jaki film wybieramy? - spytałam z nadzieją, że już nikt nie pamięta mojego załamania i żadna z dziewczyn nie będzie już chciała o tym gadać.
                - Avery nie myśl, że się wywiniesz. Nie skończyłaś nam opowiadać - wiedziałam, że Sky mi nie odpuści jednak nie miałam ochoty na użalanie się nad sobą, wolałam obejrzeć dobry film.
                - Możemy pogadać później, na przykład po filmie. Mam ochotę na dobrą komedie. Jakieś propozycje?
                - Dobra możemy coś obejrzeć, ale nie myśl, że odpuścimy ci taką historię - Sky nigdy nie odpuści.
                - To co oglądamy? - zapytała  Ruby.
                - "Pretty Woman"? - zaproponowała Nora.
                - Tak! To się nigdy nam nie znudzi - zawsze, gdy nocowałyśmy razem oglądałyśmy ten film.
                - To już tradycja - zaśmiała się Judite.
                - Ok zaraz włączę - wstałam do biurka i wzięłam laptopa na kolana.


                Szybko w zakładce ulubione znalazłam nasz film. Abby i Judite poszły po swoje śpiwory. Ja wyjęłam trzy dla Nory, Ruby i Skyler. Postawiłam laptopa na biurku i odsunęłam krzesło, tak abyśmy mogły wszystko widzieć. Usiadłyśmy wszystkie na podłodze opatulone po szyję w śpiwory i koce. Abby zgasiła światło. Przez resztę wieczoru oglądałyśmy filmy, od czasu do czasu cytując znane na pamięć fragmenty śmiejąc się przy tym. Uwielbiałam takie wieczory jak ten. Jednak przez ten cały czas chodziło mi po głowie pytanie - skąd znam chłopaka od pizzy? 

2 komentarze:

  1. I teraz jest pięknie! Te akapity *_*.

    OdpowiedzUsuń
  2. W liczbie mnogiej rzeczownika ( np. koty, małpy, choinki) używamy "te".
    Tylko w liczbie mnogiej!
    Więcej zastrzeżeń nie mam.

    OdpowiedzUsuń