wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział IV

                Cały tydzień w szkole zleciał mi bardzo szybko. Oprócz środowego sprawdzianu z matematyki na lekcjach nic ciekawego się nie działo. Na przerwach dziewczyny rozmawiały tylko o sobotniej imprezie i o tym co na nią włożą. Ja najchętniej poszłabym w zwykłych spodniach i bluzce, ale nie mogę tego zrobić Madison. Wiem, że sukienka, którą od niej dostałam nie była wcale taka tania, a ona nie wypuściłaby mnie w zwykłych ciuchach na taką zabawę.  Nie mam jeszcze odpowiednich butów do takiej kreacji, ale mam nadzieję, że moje kochane trampki będą pasować.
                Budzik zerwał mnie na równe nogi. Półprzytomna sięgnęłam ręką do szafki nocnej po mój telefon. Na wyświetlaczu ujrzałam, że jest dopiero  siódma rano i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ustawiłam sobie budzik tak wcześnie w sobotę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jest piątek, a ja zaraz spóźnię się do szkoły. W pośpiechu zaczęłam wyjmować ubrania z szafy i pakować książki do plecaka. Po szybkim prysznicu zbiegłam na dół do kuchni.  Na szczęście Madi nie zjadła całego śniadania i coś dla mnie zostało. Zdążyłam upić łyk herbaty i wziąć gryza kanapki.
                Około siódmej trzydzieści byłam już na przystanku autobusowym, jednak mój autobus odjechał dosłownie dwie minuty przed moim przyjściem. Coś czułam, że to nie koniec mojego pecha na ten dzień.
                Szybkim krokiem udałam się w kierunku szkoły, chociaż wiedziałam, że nie dotrę tam na czas. Powinnam pomyśleć o kursie na prawo jazdy. Już za niecałe pół roku będę miała siedemnaście lat i będę mogła przystąpić do egzaminu. Muszę pogadać z tatą, żeby pouczył mnie do tego czasu.
                Szkoła jest około siedmiu przecznic od mojego domu. Na miejsce dotarłam w połowie pierwszej lekcji, ale na szczęście była to tylko godzina z wychowawcą. Nie straciłam za dużo, ponieważ całą godzinę przegadaliśmy na temat nadchodzących ferii.

                - Poczekaj na nas, pójdziemy razem - Sky zawołała mnie, gdy kierowałam się w kierunku schodów.
                - Idziecie coś zjeść? - byłam bardzo głodna i postanowiłam na długiej przerwie od razu udać się do szkolnej stołówki. Jeden gryz kanapki nie dał mi za dużo energii i mój brzuch głośno domagał się jedzenia.
                - Pewnie - dziewczyny zgodnie odpowiedziały.
                Wchodząc do stołówki, każda z nas wzięła czerwoną tackę i podeszłyśmy do lady pełnej jedzenia. Każdy zawsze mógł wybrać coś dla siebie. Dzisiejszą specjalnością dnia jest spaghetti z mięsnymi klopsikami. Wszystkie wzięłyśmy solidną porcję, oprócz Abby, która od jakiegoś czasu jest na diecie. Moim zdaniem jest ona ostatnią osobą, która powinna na niej być, ale może niedługo jej przejdzie.   
                Zajęłyśmy  nasz ulubiony stolik, który znajdował się w koncie na przeciwko dużych drzwi.  Stołówka jest sporych rozmiarów i może pomieścić wszystkich uczniów tej szkoły.  Jednak od pierwszego dnia w którym tu przyszłyśmy, upatrzyłyśmy sobie nasz stolik i od tamtego czasu zawsze siadamy tylko przy nim.
                - Co sądzicie o dzisiejszej prezentacji z angielskiego? - zapytała Judite, nawijając  porcję spaghetti na swój widelec.
                - Moim zdaniem była bardzo ciekawa - odparła Nora.
                - A moim była strasznie nudna - odpowiedziała szybko Sky - prawie tam nie usnęłam. Cieszyłam sie jak zadzwonił dzwonek, bo dłużej bym tam nie wysiedziała.
                - Mi się bardzo podobała - odpowiedziałam szczerze, biorąc kolejnego klopsika do buzi. Po jego przełknięciu dodałam - można było wiele nauczyć się o ortografii i interpunkcji.
                Sky zaczęła się śmiać, ale ja na to nie zareagowałam.
                - Dobra zmieńmy temat - powiedziała Ruby, kończąc już swój posiłek - Sky idziesz jutro z Adamem?
                - Tak, ma po mnie przyjechać około dziewiętnastej. A ty zabierasz Colina?
                - Tak - Ruby potakuje z uśmiechem na twarzy - nie będzie miał innego wyjścia.
                - Dobra dłużej już nie wytrzymam - Nora odsunęła od siebie lekko talerz i kontynuowała - wiecie kto to jest Logan Foster?
                - Chłopak, w którym bujasz się od przedszkola? - spytała lekko rozbawiona Sky.
                - Oj nie od przedszkola - Nora lekko się zarumieniła - ale zaprosił mnie dzisiaj na jutrzejszą imprezę!
                Nora znała się z Loganem od najmłodszych lat. Mieszkali kilka domów od siebie, jednak Logan niedawno przeprowadził się do innej dzielnicy, pomimo to często ze sobą rozmawiali. Nora nigdy nie chciała się przyznać wprost, że Logan jest zdecydowanie w jej typie, ale nie musiała. Wszystkie wiedziałyśmy jak ona na niego patrzy.
                - Nareszcie, trochę mu to zajęło, żeby się zebrać - powiedziała Sky z lekko ironią w głosie.
                - Oj Sky, przestań! - Ruby lekko podniosła głos - Nora opowiadaj, jak to było dokładnie?
                Nora opowiedziała nam wszystko ze szczegółami, jak Logan lekko zdenerwowany podszedł do niej, kiedy ona wyjmowała z szafki książki na drugą lekcję i zapytał czy wie o jutrzejszej imprezie. Później zaproponował, że mogą tam pójść razem. Było widać, że Nora jest bardzo szczęśliwa i długo na to czekała.
                Gdy wszystkie dokończyłyśmy już nasz posiłek odniosłyśmy tacki na miejsce i udałyśmy się na matematykę. Reszta dnia zleciała bardzo szybko, pomimo iż miałam aż osiem godzin.  
                Wracając do domu postanowiłam iść na piechotę, ponieważ autobus miał przyjechać dopiero za pół godziny. Po drodze skręciłam w stronę publicznej biblioteki. Byłam tam stałym bywalcem, pomimo iż nie za bardzo lubię  wypożyczać książki. Wolę zapełniać  własną biblioteczkę w domu, która jest już dość sporych rozmiarów. Kiedy mamy książki na półce zawsze możemy do nich wrócić.
                Pani Evans była przemiłą,  młodą, inteligentną i oczytaną bibliotekarką, z którą zawsze lubiłam porozmawiać na temat książek i czasami nie tylko. Nasze dyskusje zawsze były ożywione i zacięte. Ona była też jednym z powodów moich częstych wizyt w tej bibliotece.
                - Dzień dobry - powiedziałam wesoło wchodząc do środka.
                - Avery - pani Evans powitała mnie promiennym uśmiechem - dawno cię nie widziałam, od zeszłego tygodnia? - pyta pogodnie
                - Tak, niestety w tym tygodniu miałam sporo nauki. Musiałam jednak przyjść przed weekendem. Skończyły mi się lektury na ten tydzień.  Jest już może dostępna książka "Wichrowe wzgórza"?
                - Tak specjalnie dla ciebie odłożyłam. Musisz koniecznie ją przeczytać. Na pewno spodoba ci się skomplikowana miłość Katy i Heathcliffa - pani Evans wstała od biurka i po paru chwilach była znowu przy mnie trzymając nową wersję "Wichrowych wzgórz".
                - Dziękuję i przy okazji oddam "Dumę i uprzedzenie" - wyjęłam z torby nie pierwszej młodości egzemplarz i podałam pani Evans.
                Czytałam tę książkę chyba ze sto razy w różnych wersjach, ale nigdy mi się nie znudzi. Też bym kiedyś chciała poznać swojego pana Darcy'ego.
                Po krótkiej pogawędce z panią Evans poszłam prosto do domu.  Było około siedemnastej i nikogo nie było w domu, ponieważ Madi umówiła się z kimś na mieście, mama była jeszcze w pracy, a tata ma wrócić dopiero jutro. Po krótkim spacerze z psem postanowiłam odrobić lekcje, bo wiedziałam, że w weekend będę miała masę innych, znacznie ciekawszych rzeczy do zrobienia. Ku mojemu zdziwieniu uwinęłam się z tym zaskakująco szybko. Poczułam, że mój organizm domaga się jedzenia. Po szybkiej kolacji wróciłam do pokoju. Nie często zdarza się, że mam wolny wieczór, a do tego jestem sama w domu. Pierwsze co mi przyszło do głowy to wyjęcie moich ukochanych pałeczek i porządne przyłożenie w bębny. Gra pochłonęła mnie tak doszczętnie, że nie słyszałam, kiedy Madi wróciła z mamą do domu.
                - Cześć! - Madi krzyknęłam, próbując przekrzyczeć moją grę - Ave!
                - Oj, przepraszam - odwróciłam się gwałtownie, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
                - Mama się pyta czy zjesz z nami kolację?
                - Już jadłam, ale zaraz do was zejdę - uśmiechnęłam się do niej wstając ze stołka i odkładając pałeczki na miejsce.
                Zeszłyśmy na dół do kuchni. Zorientowałam się, że jest już około dwudziestej pierwszej, a ja kompletnie straciłam poczucie czasu. Mama zrobiła kanapki i zaparzyła herbatę.
                - Jak tam dzisiaj w pracy mamo? - spytałam, gdy mama wyjęła dla nas talerzyki z szafki przy lodówce.
                - Dzień jak co dzień, strasznie dużo pracy. A jak w szkole? Jakieś klasówki? - mama zapytała mnie podając mi kubek z herbatą.
                - Nic ciekawego, nie było żadnych sprawdzianów, ani kartkówek. Nawet z historii dzisiaj nikt nie odpowiadał - odpowiedziałam biorąc mały łyk gorącej herbaty.
                - To dobrze. Pojdę do gabinetu, muszę jeszcze wypełnić parę papierków. Pozmywajcie tylko po sobie - mama zabrała swój talerz z jedzeniem i kubek gorącej herbaty i wyszła z kuchni.
                Nigdy nie mieliśmy w zwyczaju jeść razem, całą rodziną. Zawsze każdy jadł w swoim pokoju, lub w salonie przed telewizorem.
                - Jak ci się udał dzisiejszy wypad? - spytałam się Madi. Byłam ciekawa z kim spędziła dzisiejsze popołudnie.
                - Było całkiem fajnie - powiedziała przełykając gryza kanapki.
                - Z kim byłaś? - chciałam pociągnąć rozmowę, mając nadzieję, że ma dość dobry humor, żeby nie spławić mnie od razu, jak to zwykle robi, gdy za dużo chcę wiedzieć.
                - Oj co jesteś taka ciekawska - uśmiechnęła się do mnie, a ja wiedziałam, że coś się musiało wydarzyć, ponieważ była w wyśmienitym nastroju. - Ale i tak muszę ci coś opowiedzieć, bo już nie wytrzymam.  Wiesz kto to jest Carter Bagleya?
                - Chłopak z twojej klasy, do którego idziemy jutro na imprezę? - nie byłam pewna dlaczego o nim wspomina. W duchu miałam nadzieję, że odwołał imprezę i nie będziemy musiały na nią iść.
                - Zaprosił mnie dzisiaj do kina! - Madi była wyraźnie zadowolona i nie mogła spokojnie usiedzieć na swoim miejscu. Zaczęła lekko kręcić się na krześle.
                - To fajnie - nie podzielałam jej entuzjazmu, ponieważ słyszałam same złe opinie o tym chłopaku, ale nie chciałam jej psuć humoru, tym bardziej, że pierwszy raz mi się prawie sama z siebie zwierzyła.
                - Ale to nie wszystko - widziałam ten błysk w jej oczach. - Wiesz on jest dość zamożny. I chyba bardzo mu się podobam.
                - I co w związku z tym? - nie byłam pewna jak to się ze sobą łączy.
                - Bo pytał się mnie dzisiaj, czy przyjdę na jego imprezę jutro. Powiedziałam, że tak, ale przyjdę z tobą...
                - Wiesz ja nie chce iść, ale raczej samej cię nie puszczą, a poza tym sama mnie tam chciałaś zaciągnąć - lekko się uśmiechnęłam.
                - Nie, nie oto chodzi. On zapytał, jak chcemy tam dotrzeć, ponieważ impreza jest po drugiej stronie miasta. Powiedziałam, że normalnie autobusem, a on, że w żadnym wypadku...
                - Ale jak to kazał ci przyjść na piechotę. Nic z tego nie rozumiem.
                - Nie, Carter zaproponował, że jego, znaczy jego taty szofer po nas przyjedzie o wpół do siódmej - Madi była bardzo podekscytowana, mówiąc mi o tym wszystkim, ale ja nie do końca wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. Jaki szofer?
                - Ale jak to? - zapytałam, nie wiedząc o co dokładnie jej chodzi.
                - No normalnie, ale to nie wszystko. Najlepsze jest to, że nie będzie to zwykły samochód tylko limuzyna - Madi była bardzo podekscytowana, ale mi lekko szczęka opadła, a oczy miałam bardzo szeroko otwarte. Nie dotarło to w ogóle do mnie. Chłopak zaprasza ją na randkę, a następnego dnia oferuję podwózkę limuzyną na własną imprezę. Nie było to dla mnie coś normalnego. Wiedziałam, że Carter jest bogaty, ale nie sądziłam, że aż tak. Nie spodziewałam się, że ma własną limuzynę i w dodatku szofera.
                - Jestem lekko zaskoczona, ale rozumiem, że przyjedzie po nas dwie, czy będę musiała jechać autobusem? - zaczęłam się śmiać, a Madi dołączyła do mnie.
                - Tak ciebie też zabierze, chyba, że wolisz autobus?
                - Nie no mi obojętnie - uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam zbierać nasze talerze i kubki ze stołu. - A mama o tym wie?
                - Tak jakby...
                - Oj Madison. Co ty znowu kombinujesz?
                - Powiedziałam jej, że Carter jest tak miły, że zapewni nam transport na i z imprezy, żebyśmy nie musiały się włóczyć same po nocy autobusem.
                - A mama się na to zgodziła?
                - Chyba tak.
                - Jak to chyba? - Madi zawsze wiedziała jak zagadać mamę, żeby zgodziła się ona na wszystko.
                - Była lekko zdziwiona, ale powiedziała ok i nic więcej, była zajęta odbieraniem jakiejś  faktury.
                - No dobra mi tam pasuje - powiedziałam siląc się na jak najbardziej obojętny ton, ale w głębi duszy miałam bardzo wiele wątpliwości. - A na jakim filmie byliście?
                - " Insurgent", bardzo ciekawy film akcji.
                Rozmawiałyśmy z Madison jeszcze przez parę minut, a w tym czasie pozmywałam wszystkie naczynia, po naszym posiłku. Następnie wzięłam szybki prysznic i przed spaniem wyciągnęłam "Wichrowe wzgórza"
                - Avery pobudka, pies chce na dwór! - usłyszałam krzyk mamy dochodzący z dołu. Spojrzałam na zegarek i kolejny dzień z rzędu zaspałam. Była już dziesiąta rano, a ja nigdy tak późno nie wstawałam w weekend. Zawsze około ósmej byłam z psem na spacerze. Szybko się ubrałam i wyszłam na dłuższy spacer po osiedlu.
                Około południa nie miałam co ze sobą zrobić, ponieważ lekcje miałam odrobione już na cały tydzień, a pokój był już wysprzątany. Niestety w telewizji też nie było nic sensownego do obejrzenia, więc z nudów zaczęłam przymierzać sukienkę od Madi i szukać do niej butów.
                Po kilku przymiarkach różnych swetrów i marynarek pasujących do sukienki postanowiłam napisać do dziewczyn.
"Wpadniecie do mnie przed imprezą? Nie mogę się zdecydować marynarka, czy sweter? :)"
                Po kilku minutach dostałam odpowiedź, że będą około siedemnastej. Uśmiechnęłam się do telefonu, dziewczyny zawsze są jednogłośne i zawsze można na nie liczyć. Do czasu ich przybycia zabiła sobie czas muzyką i wygłupami przed lustrem.
                - Avery, ktoś puka! - Madi krzyknęła do mnie z dołu, a ja od razu zbiegłam do drzwi.
                - Cześć - Nora i Sky weszły zdejmując kurtki.
                 - Jak tam gotowa? - zapytała się Sky.
                - Szczerze to jeszcze nie - odpowiedziałam pomagając wieszać kurtkę Sky na wieszak.
                - Jest już reszta?
                - Avery, kto przyszedł? - zawołała mama ze swojego gabinetu.
                - Nie jesteście pierwsze, ale zaraz pewnie przyjdą. Chodźcie na górę, ja zaraz przyjdę. Chcecie coś do picia?
                - Nie dzięki.
Dziewczyny poszły na górę do mojego pokoju, a ja na chwilę weszłam do pokoju mamy.
                - Mamo dziewczyny na chwilę wpadły przed imprezą, później razem na nią pójdziemy ok?
                - Dobrze, tylko proszę cię uważaj tam na Madi, miej na nią cały czas oko - mama popatrzyła na mnie proszącym wzrokiem.
                - Dobrze mamo, będę na nią uważać - uśmiechnęłam się i udałam się do swojego pokoju.
                Gdy weszłam do pokoju Sky kręciła się na moim krześle przy biurku, a Nora siedziała na łóżku. Obie były już ubrane w stroje na imprezę i wyglądały naprawdę cudownie.  Sky miała na sobie błękitną sukienkę do kolan , Nora nieco dłuższą, fioletową.
                - I w czym idziesz? - zapytała Sky, robiąc dziesiąte kółko na moim krześle.
                - Chyba w czarnej sukience od Madi - powiedziałam wyciągając ją z szafy.
                - To załóż ją chce cię w niej zobaczyć - powiedziała Nora, posyłając mi promienny uśmiech.
                - Avery, ktoś puka! - Madi zawołała mnie z dołu.
                - Już idę! - krzyknęłam otwierając drzwi. - Zaraz przyjdę, to pewnie dziewczyny.
                Zbiegłam na dół, a Abby, Ruby i Judite zdejmowały już kurtki w korytarzu. Przywitałam je, ciągle trzymając moją czarną sukienkę w ręce. Wszystkie wyglądały genialnie. Biała sukienka leżała na Judite jak ulał, a czerwona kreacja podkreślała lekki makijaż Abby. Tylko Ruby wyłamała się ze standardowego wyglądu na imprezę jakim jest sukienka i szpilki. Miała na sobie czarną bluzkę z lekkim dekoltem i dżinsy, pomimo to miała najmocniejszy makijaż, który bardzo jej pasował.
                - Wejdźcie na górę, ja się tylko przebiorę - powiedziałam i szybko udałam się do łazienki.
                Po paru chwilach w łazience spędzonych na ubieraniu się i czesaniu byłam znów w moim pokoju. Ruby siedziała za moim zestawem perkusyjnym, próbując wybić podstawowy rytm, a Judite i Sky przeglądały moją mała, domową biblioteczkę.
                - Już jestem - powiedziałam radośnie wchodząc do pokoju i prezentując moją kreację.
                - No, no - Sky odwróciła się od półki z książkami i pokiwała głową z podziwem - wyglądasz całkiem, całkiem.
                - Wyglądasz genialnie - powiedziała Ruby odkładając pałeczki - tylko brakuje jeszcze makijażu.
                - Nie, ja nie lubię się malować - powiedziałam kręcąc lekko głową.
                 Nie maluję się na co dzień, ani nawet od święta. Tylko raz Madi się udało mnie dopaść z pudrem i eyelinerem, gdy szliśmy na ślub naszej kuzynki dwa lata temu. Nie lubię mieć nic na twarzy i nie rozumiem, dlaczego dziewczyny zawsze nakładają sobie tony tapety.
                - Oj Avery daj się namówić - Ruby spojrzała na mnie proszącym wzrokiem.
                - Nie mam nawet żadnych rzeczy do malowania - powiedziałam z lekko ulgą. Miałam tylko nadzieję, żadna z dziewczyn nie ma nic z tych rzeczy.
                - Nic nie szkodzi, zaraz to załatwimy - Ruby otworzyła drzwi, a ja nie wiedziałam, co ona właściwie robi. - Madi!
                Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze. Ruby mi nie odpuści mając dziewczyny przy boku, ale w połączeniu z Madison jest już po mnie.
                - Wołałyście mnie? - spytała się Madi wsuwając tylko głowę przez drzwi.
                - Tak - odpowiedziała wesoło Ruby - musisz nam pomóc.
                - W czym?- Madi zapytała niepewnie wchodząc do pokoju.
                - Ruby chce umalować Ave na imprezę, ale nie mamy nic, czym mogłybyśmy to zrobić. Pożyczysz coś? - szybko wyjaśniła Sky.
                - Avery i malowanie?! - Madi wyraźnie była zaskoczona. - Pewnie poczekajcie chwilkę.
                Madi wybiegła z pokoju jak na skrzydłach i po paru chwilach była z powrotem z wielką kosmetyczka pod pachą.
                - To jak dziewczyny, zabieramy się do pracy? - Madi była nad wyraz rozbawiona.
                Posadziły mnie na krześle na środku pokoju i okrążyły, a ja nie byłam pewna co z tego wyniknie. Kazały mi zamknąć oczy, a ja tylko czułam jak nakładają na mnie różne mazidła i tusze.
                Po kilkunastu minutach pozwoliły mi otworzyć oczy i przejrzeć się w lusterku. Szczerze mówiąc nie wierzyłam, że ja to ja. Nigdy nie sądziłam, że trochę pudru i tuszu do rzęs tak potrafi zmienić człowieka.
                - Wow - byłam naprawdę zaskoczona, patrząc w lustro.
                - Jest genialnie - Ruby była wyraźnie z siebie zadowolona.
                - Dzięki - powiedziałam, uśmiechając się do dziewczyn.
                - Nie ma sprawy - odparła lekko Ruby.
                - Mówiłaś dziewczynom o naszym transporcie? - zapytała radośnie Madi.
                - Nie mówiłam jeszcze - nie byłam pewna, czy Madi mówi o podwózce mojej i jej czy nas wszystkich.
                - To ja im powiem - Madi wskoczyła na łóżko i podwinęła nogi - wiecie kto to Carter Bagleya?
                - Madi, przecież idziemy do niego na imprezę - odpowiedziała kąśliwie Sky.
                - No tak - Madi uśmiechnęła się do niej - więc wczoraj byliśmy w kinie i zaproponował mi, że załatwi mi podwózkę na imprezę, ponieważ jego dom, a raczej villa znajduje się po drugiej stronie miasta.
                - Iii - Abby była bardzo niecierpliwa.
                - I jedziecie z nami, szofer przyjedzie za pół godziny, ale żeby było ciekawiej przyjedzie po nas limuzyną- widziałam jak oczy Madi świecą się ze szczęścia, a dziewczynom szczęki opadły na podłogę.
                - Ale jak to? - Judite była bardzo zdziwiona i widziałam, że nie do końca wie o co w tym wszystkim chodzi.
                - No normalnie - Madi wstała z łóżka i skierowała się do drzwi. - Ja idę się ubrać i za około pół godziny ruszamy.
                Widziałam, że dziewczyny nie do końca uwierzyły Madison. Ale przez resztę czasu jaki nam został, dziewczyny poprawiały makijaż i pomogły mi wybrać pomiędzy swetrem, a marynarką. Gdy Madi zawołała już nas, że czas już wychodzić chwyciłam czerwony sweter i niestety dziewczyny wpakowały mnie w czarne szpilki. Na szczęście nie były wysokie, ale i tak w mojej torebce miałam moją ulubioną parę trampek.
                Gdy wyszłyśmy na zewnątrz i ujrzałyśmy wielką czarną limuzynę wszystkie byłyśmy w szoku.
                - Naprawdę możemy z wami jechać? - Ruby zapytała zaskoczona.
                - Tak - Madi była w siódmym niebie.
                Dziewczyny poinformowały chłopaków, że spotkają się już na miejscu.  Podchodząc do pojazdu, szofer siedzący za kierownicą wysiadł do nas.
                - Dobry wieczór - powiedział uprzejmie lekko się kłaniając - panna Madison Lunsford?
                - Tak - Madi uśmiechnęła się i też lekko pochyliła do przodu.
                - Nazywam się Adon Henderson. Młodzieniec Carter Bagleya prosił, żebym przyjechał po panienkę.
                - Bardzo dziękuję, bardzo miło z pana strony, ale czy mogą  z nami jechać moja siostra i jej przyjaciółki?
                Pan Henderson nie był bardzo zadowolony z tego powodu, ale tylko lekko się uśmiechnął i otworzył nam drzwi. Od razu wpakowałyśmy się do środka i przez pierwsze kilka chwil wszystkie zaniemówiłyśmy.
                Wielkość tej limuzyny w środku była porównywalna z moim pokojem. Komplet szyb były przyciemniany. Wszystkie siedzenia były pokryte skórą i było ich bardzo dużo. Spokojnie zmieściłybyśmy tu jeszcze całą drużynę futbolową.
                Podróż nie była długa, a przez cały ten czas grała głośna muzyka. Gdy limuzyna naglę stanęła, domyśliłyśmy się, że jesteśmy już na miejscu. Wychodząc podziękowałyśmy panu Hendersonowi za to, że nas tu przywiózł, a naszym oczom ukazała się ogromna villa z wielkim podjazdem, na którym było już mnóstwo samochodów. Wiedziałam, że jeszcze nie raz będę w ogromnym szoku tego wieczoru.