Cały tydzień w szkole zleciał mi bardzo szybko.
Oprócz środowego sprawdzianu z matematyki na lekcjach nic ciekawego się nie
działo. Na przerwach dziewczyny rozmawiały tylko o sobotniej imprezie i o tym
co na nią włożą. Ja najchętniej poszłabym w zwykłych spodniach i bluzce, ale
nie mogę tego zrobić Madison. Wiem, że sukienka, którą od niej dostałam nie była
wcale taka tania, a ona nie wypuściłaby mnie w zwykłych ciuchach na taką zabawę.
Nie mam jeszcze odpowiednich butów do
takiej kreacji, ale mam nadzieję, że moje kochane trampki będą pasować.
Budzik zerwał mnie na równe nogi. Półprzytomna
sięgnęłam ręką do szafki nocnej po mój telefon. Na wyświetlaczu ujrzałam, że
jest dopiero siódma rano i zaczęłam się
zastanawiać, dlaczego ustawiłam sobie budzik tak wcześnie w sobotę. Dopiero po
chwili dotarło do mnie, że jest piątek, a ja zaraz spóźnię się do szkoły. W
pośpiechu zaczęłam wyjmować ubrania z szafy i pakować książki do plecaka. Po
szybkim prysznicu zbiegłam na dół do kuchni.
Na szczęście Madi nie zjadła całego śniadania i coś dla mnie zostało.
Zdążyłam upić łyk herbaty i wziąć gryza kanapki.
Około siódmej trzydzieści byłam już na przystanku
autobusowym, jednak mój autobus odjechał dosłownie dwie minuty przed moim
przyjściem. Coś czułam, że to nie koniec mojego pecha na ten dzień.
Szybkim krokiem udałam się w kierunku szkoły, chociaż
wiedziałam, że nie dotrę tam na czas. Powinnam pomyśleć o kursie na prawo
jazdy. Już za niecałe pół roku będę miała siedemnaście lat i będę mogła
przystąpić do egzaminu. Muszę pogadać z tatą, żeby pouczył mnie do tego czasu.
Szkoła jest około siedmiu przecznic od mojego domu.
Na miejsce dotarłam w połowie pierwszej lekcji, ale na szczęście była to tylko godzina
z wychowawcą. Nie straciłam za dużo, ponieważ całą godzinę przegadaliśmy na
temat nadchodzących ferii.
- Poczekaj na nas, pójdziemy razem - Sky zawołała
mnie, gdy kierowałam się w kierunku schodów.
- Idziecie coś zjeść? - byłam bardzo głodna i
postanowiłam na długiej przerwie od razu udać się do szkolnej stołówki. Jeden
gryz kanapki nie dał mi za dużo energii i mój brzuch głośno domagał się
jedzenia.
- Pewnie - dziewczyny zgodnie odpowiedziały.
Wchodząc do stołówki, każda z nas wzięła czerwoną
tackę i podeszłyśmy do lady pełnej jedzenia. Każdy zawsze mógł wybrać coś dla
siebie. Dzisiejszą specjalnością dnia jest spaghetti z mięsnymi klopsikami. Wszystkie
wzięłyśmy solidną porcję, oprócz Abby, która od jakiegoś czasu jest na diecie.
Moim zdaniem jest ona ostatnią osobą, która powinna na niej być, ale może
niedługo jej przejdzie.
Zajęłyśmy nasz
ulubiony stolik, który znajdował się w koncie na przeciwko dużych drzwi. Stołówka jest sporych rozmiarów i może
pomieścić wszystkich uczniów tej szkoły. Jednak od pierwszego dnia w którym tu
przyszłyśmy, upatrzyłyśmy sobie nasz
stolik i od tamtego czasu zawsze siadamy tylko przy nim.
- Co sądzicie o dzisiejszej prezentacji z
angielskiego? - zapytała Judite, nawijając
porcję spaghetti na swój widelec.
- Moim zdaniem była bardzo ciekawa - odparła Nora.
- A moim była strasznie nudna - odpowiedziała szybko
Sky - prawie tam nie usnęłam. Cieszyłam sie jak zadzwonił dzwonek, bo dłużej
bym tam nie wysiedziała.
- Mi się bardzo podobała - odpowiedziałam szczerze, biorąc kolejnego klopsika do buzi. Po jego
przełknięciu dodałam - można było wiele nauczyć się o ortografii i
interpunkcji.
Sky zaczęła się śmiać, ale ja na to nie zareagowałam.
- Dobra zmieńmy temat - powiedziała Ruby, kończąc już
swój posiłek - Sky idziesz jutro z Adamem?
- Tak, ma po mnie przyjechać około dziewiętnastej. A
ty zabierasz Colina?
- Tak - Ruby potakuje z uśmiechem
na twarzy - nie będzie miał
innego wyjścia.
- Dobra dłużej już nie wytrzymam - Nora odsunęła od
siebie lekko talerz i kontynuowała - wiecie kto to jest Logan Foster?
- Chłopak, w którym bujasz się od przedszkola? -
spytała lekko rozbawiona Sky.
- Oj nie od przedszkola - Nora lekko się zarumieniła
- ale zaprosił mnie dzisiaj na jutrzejszą imprezę!
Nora znała się z Loganem od najmłodszych lat.
Mieszkali kilka domów od siebie, jednak Logan niedawno przeprowadził się do
innej dzielnicy, pomimo to często ze sobą rozmawiali. Nora nigdy nie chciała
się przyznać wprost, że Logan jest zdecydowanie w jej typie, ale nie musiała.
Wszystkie wiedziałyśmy jak ona na niego patrzy.
- Nareszcie, trochę mu to zajęło, żeby się zebrać - powiedziała
Sky z lekko ironią w głosie.
- Oj Sky, przestań! - Ruby lekko podniosła głos -
Nora opowiadaj, jak to było dokładnie?
Nora opowiedziała nam wszystko ze szczegółami, jak
Logan lekko zdenerwowany podszedł do niej, kiedy ona wyjmowała z szafki książki
na drugą lekcję i zapytał czy wie o jutrzejszej imprezie. Później zaproponował,
że mogą tam pójść razem. Było widać, że Nora jest bardzo szczęśliwa i długo na
to czekała.
Gdy wszystkie dokończyłyśmy już nasz posiłek
odniosłyśmy tacki na miejsce i udałyśmy się na matematykę. Reszta dnia zleciała
bardzo szybko, pomimo iż miałam aż osiem godzin.
Wracając do domu postanowiłam iść na piechotę,
ponieważ autobus miał przyjechać dopiero za pół godziny. Po drodze skręciłam w
stronę publicznej biblioteki. Byłam tam stałym bywalcem, pomimo iż nie za
bardzo lubię wypożyczać książki. Wolę zapełniać
własną biblioteczkę w domu, która jest
już dość sporych rozmiarów. Kiedy mamy książki na półce zawsze możemy do nich
wrócić.
Pani Evans była
przemiłą, młodą, inteligentną i oczytaną
bibliotekarką, z którą zawsze
lubiłam porozmawiać na temat książek i czasami nie tylko. Nasze
dyskusje zawsze były ożywione i zacięte. Ona była też jednym z powodów moich częstych
wizyt w tej bibliotece.
- Dzień dobry - powiedziałam wesoło wchodząc do
środka.
- Avery - pani Evans powitała mnie promiennym
uśmiechem - dawno cię nie widziałam, od zeszłego tygodnia? - pyta pogodnie
- Tak, niestety w tym tygodniu miałam sporo nauki.
Musiałam jednak przyjść przed weekendem. Skończyły mi się lektury na ten
tydzień. Jest już może dostępna książka "Wichrowe
wzgórza"?
- Tak specjalnie dla ciebie odłożyłam. Musisz
koniecznie ją przeczytać. Na pewno spodoba ci się skomplikowana miłość Katy i Heathcliffa
- pani Evans wstała od biurka i po paru chwilach była znowu przy mnie
trzymając nową wersję "Wichrowych wzgórz".
- Dziękuję i przy okazji oddam "Dumę i
uprzedzenie" - wyjęłam z torby nie pierwszej młodości egzemplarz i podałam
pani Evans.
Czytałam tę książkę chyba ze sto razy w różnych wersjach,
ale nigdy mi się nie znudzi. Też bym kiedyś chciała poznać swojego pana Darcy'ego.
Po krótkiej pogawędce z panią Evans poszłam prosto do
domu. Było około siedemnastej i nikogo
nie było w domu, ponieważ Madi umówiła się z kimś na mieście, mama była jeszcze
w pracy, a tata ma wrócić dopiero jutro. Po krótkim spacerze z psem
postanowiłam odrobić lekcje, bo wiedziałam, że w weekend będę miała masę innych,
znacznie ciekawszych rzeczy do zrobienia. Ku mojemu zdziwieniu uwinęłam się z
tym zaskakująco szybko. Poczułam, że mój organizm domaga się jedzenia. Po
szybkiej kolacji wróciłam do pokoju. Nie często zdarza się, że mam wolny
wieczór, a do tego jestem sama w domu. Pierwsze co mi przyszło do głowy to
wyjęcie moich ukochanych pałeczek i porządne przyłożenie w bębny. Gra
pochłonęła mnie tak doszczętnie, że nie
słyszałam, kiedy Madi wróciła z mamą do domu.
- Cześć! - Madi krzyknęłam, próbując przekrzyczeć
moją grę - Ave!
- Oj, przepraszam - odwróciłam się gwałtownie, gdy
poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Mama się pyta czy zjesz z nami kolację?
- Już jadłam, ale zaraz do was zejdę - uśmiechnęłam
się do niej wstając ze stołka i odkładając pałeczki na miejsce.
Zeszłyśmy na dół do kuchni. Zorientowałam się, że
jest już około dwudziestej pierwszej, a ja kompletnie straciłam poczucie czasu.
Mama zrobiła kanapki i zaparzyła herbatę.
- Jak tam dzisiaj w pracy mamo? - spytałam, gdy mama
wyjęła dla nas talerzyki z szafki przy lodówce.
- Dzień jak co dzień, strasznie dużo pracy. A jak w
szkole? Jakieś klasówki? - mama zapytała mnie podając mi kubek z herbatą.
- Nic ciekawego, nie było żadnych sprawdzianów, ani
kartkówek. Nawet z historii dzisiaj nikt nie odpowiadał - odpowiedziałam biorąc
mały łyk gorącej herbaty.
- To dobrze. Pojdę do gabinetu, muszę jeszcze
wypełnić parę papierków. Pozmywajcie tylko po sobie
- mama zabrała swój talerz z jedzeniem i kubek gorącej herbaty i wyszła z kuchni.
Nigdy nie mieliśmy w zwyczaju jeść razem, całą
rodziną. Zawsze każdy jadł w swoim pokoju, lub w salonie przed telewizorem.
- Jak ci się udał dzisiejszy wypad? - spytałam się
Madi. Byłam ciekawa z kim spędziła dzisiejsze popołudnie.
- Było całkiem fajnie - powiedziała przełykając gryza
kanapki.
- Z kim byłaś? - chciałam pociągnąć rozmowę, mając
nadzieję, że ma dość dobry humor, żeby nie spławić mnie od razu, jak to zwykle
robi, gdy za dużo chcę wiedzieć.
- Oj co jesteś taka ciekawska - uśmiechnęła się do
mnie, a ja wiedziałam, że coś się musiało wydarzyć, ponieważ była w wyśmienitym
nastroju. - Ale i tak muszę ci coś opowiedzieć, bo już nie wytrzymam. Wiesz kto to jest Carter Bagleya?
-
Chłopak z twojej klasy, do którego idziemy jutro na imprezę? - nie byłam pewna
dlaczego o nim wspomina. W duchu miałam nadzieję, że odwołał imprezę i nie
będziemy musiały na nią iść.
-
Zaprosił mnie dzisiaj do kina! - Madi była wyraźnie zadowolona i nie mogła
spokojnie usiedzieć na swoim miejscu. Zaczęła lekko kręcić się na krześle.
- To
fajnie - nie podzielałam jej entuzjazmu, ponieważ słyszałam same złe opinie o
tym chłopaku, ale nie chciałam jej psuć humoru, tym bardziej, że pierwszy raz
mi się prawie sama z siebie zwierzyła.
- Ale
to nie wszystko - widziałam ten błysk w jej oczach. - Wiesz on jest dość
zamożny. I chyba bardzo mu się podobam.
- I co
w związku z tym? - nie byłam pewna jak to się ze sobą łączy.
- Bo
pytał się mnie dzisiaj, czy przyjdę na jego imprezę jutro. Powiedziałam, że
tak, ale przyjdę z tobą...
- Wiesz
ja nie chce iść, ale raczej samej cię nie puszczą, a poza tym sama mnie tam
chciałaś zaciągnąć - lekko się uśmiechnęłam.
- Nie,
nie oto chodzi. On zapytał, jak chcemy tam dotrzeć, ponieważ impreza jest po
drugiej stronie miasta. Powiedziałam, że normalnie autobusem, a on, że w żadnym
wypadku...
- Ale
jak to kazał ci przyjść na piechotę. Nic z tego nie rozumiem.
- Nie, Carter
zaproponował, że jego, znaczy jego taty szofer po nas przyjedzie o wpół do
siódmej - Madi była bardzo podekscytowana, mówiąc mi o tym wszystkim, ale ja
nie do końca wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi. Jaki szofer?
- Ale
jak to? - zapytałam, nie wiedząc o co dokładnie jej chodzi.
- No
normalnie, ale to nie wszystko. Najlepsze jest to, że nie będzie to zwykły
samochód tylko limuzyna - Madi była bardzo podekscytowana, ale mi lekko szczęka
opadła, a oczy miałam bardzo szeroko otwarte. Nie dotarło to w ogóle do mnie.
Chłopak zaprasza ją na randkę, a następnego dnia oferuję podwózkę limuzyną na
własną imprezę. Nie było to dla mnie coś normalnego. Wiedziałam, że Carter jest
bogaty, ale nie sądziłam, że aż tak. Nie spodziewałam się, że ma własną
limuzynę i w dodatku szofera.
-
Jestem lekko zaskoczona, ale rozumiem, że przyjedzie po nas dwie, czy będę
musiała jechać autobusem? - zaczęłam się śmiać, a Madi dołączyła do mnie.
- Tak ciebie
też zabierze, chyba, że wolisz autobus?
- Nie
no mi obojętnie - uśmiechnęłam się do niej i zaczęłam zbierać nasze talerze i
kubki ze stołu. - A mama o tym wie?
- Tak
jakby...
- Oj
Madison. Co ty znowu kombinujesz?
-
Powiedziałam jej, że Carter jest tak miły, że zapewni nam transport na i z
imprezy, żebyśmy nie musiały się włóczyć same po nocy autobusem.
- A mama
się na to zgodziła?
- Chyba
tak.
- Jak
to chyba? - Madi zawsze wiedziała jak zagadać mamę, żeby zgodziła się ona na
wszystko.
- Była
lekko zdziwiona, ale powiedziała ok i nic więcej, była zajęta odbieraniem
jakiejś faktury.
- No
dobra mi tam pasuje - powiedziałam siląc się na jak najbardziej obojętny ton,
ale w głębi duszy miałam bardzo wiele wątpliwości. - A na jakim filmie
byliście?
-
" Insurgent", bardzo ciekawy film akcji.
Rozmawiałyśmy
z Madison jeszcze przez parę minut, a w tym czasie pozmywałam wszystkie
naczynia, po naszym posiłku. Następnie wzięłam szybki prysznic i przed spaniem
wyciągnęłam "Wichrowe wzgórza"
- Avery
pobudka, pies chce na dwór! - usłyszałam krzyk mamy dochodzący z dołu.
Spojrzałam na zegarek i kolejny dzień z rzędu zaspałam. Była już dziesiąta
rano, a ja nigdy tak późno nie wstawałam w weekend. Zawsze około ósmej byłam z
psem na spacerze. Szybko się ubrałam i wyszłam na dłuższy spacer po osiedlu.
Około
południa nie miałam co ze sobą zrobić, ponieważ lekcje miałam odrobione już na
cały tydzień, a pokój był już wysprzątany. Niestety w telewizji też nie było
nic sensownego do obejrzenia, więc z nudów zaczęłam przymierzać sukienkę od
Madi i szukać do niej butów.
Po
kilku przymiarkach różnych swetrów i marynarek pasujących do sukienki
postanowiłam napisać do dziewczyn.
"Wpadniecie do
mnie przed imprezą? Nie mogę się zdecydować marynarka, czy sweter? :)"
Po kilku minutach dostałam
odpowiedź, że będą około siedemnastej. Uśmiechnęłam się do telefonu, dziewczyny
zawsze są jednogłośne i zawsze można na nie liczyć. Do czasu ich przybycia
zabiła sobie czas muzyką i wygłupami przed lustrem.
-
Avery, ktoś puka! - Madi krzyknęła do mnie z dołu, a ja od razu zbiegłam do drzwi.
- Cześć
- Nora i Sky weszły zdejmując kurtki.
- Jak tam gotowa? - zapytała się Sky.
-
Szczerze to jeszcze nie - odpowiedziałam pomagając wieszać kurtkę Sky na
wieszak.
- Jest
już reszta?
-
Avery, kto przyszedł? - zawołała mama ze swojego gabinetu.
- Nie
jesteście pierwsze, ale zaraz pewnie przyjdą. Chodźcie na górę, ja zaraz
przyjdę. Chcecie coś do picia?
- Nie
dzięki.
Dziewczyny poszły na górę do mojego pokoju, a ja na chwilę
weszłam do pokoju mamy.
- Mamo
dziewczyny na chwilę wpadły przed imprezą, później razem na nią pójdziemy ok?
-
Dobrze, tylko proszę cię uważaj tam na Madi, miej na nią cały czas oko - mama
popatrzyła na mnie proszącym wzrokiem.
-
Dobrze mamo, będę na nią uważać - uśmiechnęłam się i udałam się do swojego
pokoju.
Gdy weszłam
do pokoju Sky kręciła się na moim krześle przy biurku, a Nora siedziała na łóżku.
Obie były już ubrane w stroje na imprezę i wyglądały naprawdę cudownie. Sky miała na sobie błękitną sukienkę do kolan ,
Nora nieco dłuższą, fioletową.
- I w
czym idziesz? - zapytała Sky, robiąc dziesiąte kółko na moim krześle.
- Chyba
w czarnej sukience od Madi - powiedziałam wyciągając ją z szafy.
- To
załóż ją chce cię w niej zobaczyć - powiedziała Nora, posyłając mi promienny
uśmiech.
-
Avery, ktoś puka! - Madi zawołała mnie z dołu.
- Już
idę! - krzyknęłam otwierając drzwi. - Zaraz przyjdę, to pewnie dziewczyny.
Zbiegłam
na dół, a Abby, Ruby i Judite zdejmowały już kurtki w korytarzu. Przywitałam
je, ciągle trzymając moją czarną sukienkę w ręce. Wszystkie wyglądały
genialnie. Biała sukienka leżała na Judite jak ulał, a czerwona kreacja
podkreślała lekki makijaż Abby. Tylko Ruby wyłamała się ze standardowego wyglądu
na imprezę jakim jest sukienka i szpilki. Miała na sobie czarną bluzkę z lekkim
dekoltem i dżinsy, pomimo to miała najmocniejszy makijaż, który bardzo jej
pasował.
-
Wejdźcie na górę, ja się tylko przebiorę - powiedziałam i szybko udałam się do
łazienki.
Po paru
chwilach w łazience spędzonych na ubieraniu się i czesaniu byłam znów w moim
pokoju. Ruby siedziała za moim zestawem perkusyjnym, próbując wybić podstawowy
rytm, a Judite i Sky przeglądały moją mała, domową biblioteczkę.
- Już
jestem - powiedziałam radośnie wchodząc do pokoju i prezentując moją kreację.
- No,
no - Sky odwróciła się od półki z książkami i pokiwała głową z podziwem -
wyglądasz całkiem, całkiem.
-
Wyglądasz genialnie - powiedziała Ruby odkładając pałeczki - tylko brakuje
jeszcze makijażu.
- Nie,
ja nie lubię się malować - powiedziałam kręcąc lekko głową.
Nie maluję się na co dzień, ani nawet od
święta. Tylko raz Madi się udało mnie dopaść z pudrem i eyelinerem, gdy szliśmy
na ślub naszej kuzynki dwa lata temu. Nie lubię mieć nic na twarzy i nie
rozumiem, dlaczego dziewczyny zawsze nakładają sobie tony tapety.
- Oj
Avery daj się namówić - Ruby spojrzała na mnie proszącym wzrokiem.
- Nie
mam nawet żadnych rzeczy do malowania - powiedziałam z lekko ulgą. Miałam tylko
nadzieję, żadna z dziewczyn nie ma nic z tych rzeczy.
- Nic
nie szkodzi, zaraz to załatwimy - Ruby otworzyła drzwi, a ja nie wiedziałam, co
ona właściwie robi. - Madi!
Wiedziałam,
że to nie skończy się dobrze. Ruby mi nie odpuści mając dziewczyny przy boku,
ale w połączeniu z Madison jest już po mnie.
-
Wołałyście mnie? - spytała się Madi wsuwając tylko głowę przez drzwi.
- Tak -
odpowiedziała wesoło Ruby - musisz nam pomóc.
- W
czym?- Madi zapytała niepewnie wchodząc do pokoju.
- Ruby
chce umalować Ave na imprezę, ale nie mamy nic, czym mogłybyśmy to zrobić.
Pożyczysz coś? - szybko wyjaśniła Sky.
- Avery
i malowanie?! - Madi wyraźnie była zaskoczona. - Pewnie poczekajcie chwilkę.
Madi
wybiegła z pokoju jak na skrzydłach i po paru chwilach była z powrotem z wielką
kosmetyczka pod pachą.
- To
jak dziewczyny, zabieramy się do pracy? - Madi była nad wyraz rozbawiona.
Posadziły
mnie na krześle na środku pokoju i okrążyły, a ja nie byłam pewna co z tego
wyniknie. Kazały mi zamknąć oczy, a ja tylko czułam jak nakładają na mnie różne
mazidła i tusze.
Po
kilkunastu minutach pozwoliły mi otworzyć oczy i przejrzeć się w lusterku. Szczerze
mówiąc nie wierzyłam, że ja to ja. Nigdy nie sądziłam, że trochę pudru i tuszu
do rzęs tak potrafi zmienić człowieka.
- Wow -
byłam naprawdę zaskoczona, patrząc w lustro.
- Jest
genialnie - Ruby była wyraźnie z siebie zadowolona.
-
Dzięki - powiedziałam, uśmiechając się do dziewczyn.
- Nie
ma sprawy - odparła lekko Ruby.
-
Mówiłaś dziewczynom o naszym transporcie? - zapytała radośnie Madi.
- Nie
mówiłam jeszcze - nie byłam pewna, czy Madi mówi o podwózce mojej i jej czy nas
wszystkich.
- To ja
im powiem - Madi wskoczyła na łóżko i podwinęła nogi - wiecie kto to Carter Bagleya?
- Madi,
przecież idziemy do niego na imprezę - odpowiedziała kąśliwie Sky.
- No
tak - Madi uśmiechnęła się do niej - więc wczoraj byliśmy w kinie i
zaproponował mi, że załatwi mi podwózkę na imprezę, ponieważ jego dom, a raczej
villa znajduje się po drugiej stronie miasta.
- Iii -
Abby była bardzo niecierpliwa.
- I
jedziecie z nami, szofer przyjedzie za pół godziny, ale żeby było ciekawiej
przyjedzie po nas limuzyną- widziałam jak oczy Madi świecą się ze szczęścia, a
dziewczynom szczęki opadły na podłogę.
- Ale
jak to? - Judite była bardzo zdziwiona i widziałam, że nie do końca wie o co w
tym wszystkim chodzi.
- No
normalnie - Madi wstała z łóżka i skierowała się do drzwi. - Ja idę się ubrać i
za około pół godziny ruszamy.
Widziałam,
że dziewczyny nie do końca uwierzyły Madison. Ale przez resztę czasu jaki nam
został, dziewczyny poprawiały makijaż i pomogły mi wybrać pomiędzy swetrem, a
marynarką. Gdy Madi zawołała już nas, że czas już wychodzić chwyciłam czerwony
sweter i niestety dziewczyny wpakowały mnie w czarne szpilki. Na szczęście nie
były wysokie, ale i tak w mojej torebce miałam moją ulubioną parę trampek.
Gdy
wyszłyśmy na zewnątrz i ujrzałyśmy wielką czarną limuzynę wszystkie byłyśmy w
szoku.
- Naprawdę
możemy z wami jechać? - Ruby zapytała zaskoczona.
- Tak -
Madi była w siódmym niebie.
Dziewczyny
poinformowały chłopaków, że spotkają się już na miejscu. Podchodząc do pojazdu, szofer siedzący za
kierownicą wysiadł do nas.
- Dobry
wieczór - powiedział uprzejmie lekko się kłaniając - panna Madison Lunsford?
- Tak -
Madi uśmiechnęła się i też lekko pochyliła do przodu.
-
Nazywam się Adon Henderson. Młodzieniec Carter Bagleya
prosił, żebym przyjechał po panienkę.
-
Bardzo dziękuję, bardzo miło z pana strony, ale czy mogą z nami jechać moja siostra i jej przyjaciółki?
Pan
Henderson nie był bardzo zadowolony z tego powodu, ale tylko lekko się
uśmiechnął i otworzył nam drzwi. Od razu wpakowałyśmy się do środka i przez
pierwsze kilka chwil wszystkie zaniemówiłyśmy.
Wielkość
tej limuzyny w środku była porównywalna z moim pokojem. Komplet szyb były
przyciemniany. Wszystkie siedzenia były pokryte skórą i było ich bardzo dużo.
Spokojnie zmieściłybyśmy tu jeszcze całą drużynę futbolową.
Podróż
nie była długa, a przez cały ten czas grała głośna muzyka. Gdy limuzyna naglę
stanęła, domyśliłyśmy się, że jesteśmy już na miejscu. Wychodząc
podziękowałyśmy panu Hendersonowi za to, że nas tu przywiózł, a naszym oczom
ukazała się ogromna villa z wielkim podjazdem, na którym było już mnóstwo
samochodów. Wiedziałam, że jeszcze nie raz będę w ogromnym szoku tego wieczoru.