- Dziewczyny pobudka - mama weszła do mojego pokoju. Zaspana podniosłam się i rozejrzałam po pokoju. Dziewczyny jeszcze spały.
- Już wstajemy - powiedziałam lekko zaspanym głosem.
- Kanapki macie na stole - mama powiedziała uśmiechając się do mnie.
- Dzięki mamo. Jak w pracy?
- Ciężka noc, niestety jak zwykle - widziałam, że mama jest bardzo zmęczona - idę się położyć, jeżeli możecie nie hałasujcie.
- Dobrze mamo, dobranoc - uśmiechnęłam się, a mama zamknęła za sobą drzwi wychodząc.
Skyler leżała najbliżej mnie. Lekko ją szturchnęłam, ale ona nie zareagowała. Ponowiłam próbę, zwiększając nieco siłę. Zadziałało, Sky podskoczyła lekko zdezorientowana.
- Co jest? - zapytała zaspanym głosem Sky.
- Pobudka - powiedziałam radosnym głosem, żeby lekko ją zdenerwować. - Wstawaj trzeba obudzić dziewczyny, śniadanie gotowe.
- Ej Ave - Sky chyba sobie coś przypomniała.
- Tak... - nie byłam pewna o co chodzi.
- Nie zapominaj co nam wczoraj obiecałaś - wiedziałam, że Skyler się już rozbudziła i już nie odpuści, nigdy nie odpuszcza.
- Nie zapominam spokojnie, ale teraz pomóż mi obudzić dziewczyny.
- Spokojnie to nie jest takie trudne - Sky uśmiechnęła się do mnie. - Pobudka!
- Ciszej, moja mama już jest i się dopiero położyła.
- Sorki - Sky popatrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem, ale jej metoda zadziałała. Wszystkie się podniosły prawie w jednocześnie. - Dziewczyny pora wstawać - Sky powtórzyła jednak znacznie ciszej.
- Już spokojnie, wstajemy - Judite powiedziała mocno zaspanym głosem. Wszystkie powoli się podnosiły i zaczęły sprzątać swoje śpiwory.
- Dobra chodźcie na śniadanie, posprzątamy potem. Mama zrobiła kanapki.
- Ok - Nora powiedziała z entuzjazmem.
Poszłyśmy do kuchni bez ociągania się. Wszystkie byłyśmy bardzo głodne. Wzięłam kanapki z blatu i postawiłam na stole, przy którym już siedziały dziewczyny i wstawiłam wodę na herbatę.
- Dobra teraz opowiadaj - Sky nie dawała za wygraną.
- O czym ma opowiadać? - Ruby spytała zdziwiona sięgając po jedną z kanapek.
- O tajemniczym chłopaku od łyżew - zaśmiała się Abby.
- A no tak nie dokończyłaś wczoraj - Ruby uśmiechnęła się do mnie.
- Poczekajcie zrobię herbatę, czy ktoś preferuje kawę?
- Ja poproszę, tylko rozpuszczalną - Sky powiedziała podnosząc rękę i uśmiechając się do mnie.
- Ok. Reszta herbatę?
- Tak - otrzymałam jednogłośną odpowiedź.
- Dobra to jak już wiecie, miałam mały problem z moją łyżwą - zaczęłam opowiadać zalewając herbatę. - Otrzymałam pomoc od chłopaka o imieniu Stiles, którego wcześniej nie widziałam w naszym mieście, niestety więcej też nie zobaczyłam - postawiłam filiżanki na stole.
- Poczekaj powiedz wszystko po kolei. Dlaczego go więcej nie zobaczyłaś? - Sky była lekko zdziwiona.
- Zostawiłam mu swój numer, ponieważ zaproponował mi naukę jazdy na łyżwach następnego dnia.
- Tak od razu? Ty to masz szczęście - zaśmiała się Abby.
- Tak mam niestety nie trwa ono długo - odparłam smutno.
- Dlaczego? - Judite zapytała z pełnymi ustami.
- Niestety nie pojawił się już następnego dnia, a ja nie miałam nawet jak się z nim skontaktować.
- Nie napisał do ciebie? - zapytała się Ruby.
- Niestety, ale nie oszukujmy się, kto by chciał się ze mną spotkać drugi raz? - powiedziałam lekko zrezygnowana.
- Ja - prawie chórem wszystkie mi odpowiedziały, kochałam je za to. Zawsze potrafiły mnie pocieszyć w każdej sytuacji.
- Oj Ave nie martw się, może mu coś wypadło i się jeszcze odezwie - Nora próbowała mnie pocieszyć.
- Może tak, pewnie niepotrzebnie się martwię.
- Dobra trzeba zmienić temat, bo macie strasznie ponure miny - Judite zawsze była najbardziej kręconą osobą z nas wszystkich i z nią nigdy nie można się nudzić - co zakładacie na piątkową imprezę?
- O właśnie macie jakiś pomysł - Ruby też spodobała się zmiana z ponurego tematu na temat ciuchów.
- Myślałam o małej czarnej - Sky powiedziała popijając kawę.
- Ja chyba założę czarne spodnie i koszulę - Abby nie była zwolenniczką sukienek.
- Mam pomysł - widziałam, że Judite wpadła na coś ciekawego, ponieważ jej oczy zaświeciły się - jutro zakupy po szkole. Co wy na to?
- Mi pasuje - Sky odpowiedziała z entuzjazmem.
- Też w to wchodzę, jutro nie mam żadnych planów - Nora powiedziała odstawiając kubek z herbatą na stół.
- Ja nie mogę - w trakcie roku szkolnego niestety mam za dużo zajęć dodatkowych. - Mam jutro muzyczną.
- Nie możesz raz nie iść? - Sky próbowała mnie przekonać.
- Zobaczymy, jutro w szkole wam powiem. Postaram się coś przesunąć.
- Uhu, dobra dziewczyny zmywamy i idziemy sprzątać na górze - Judite poderwała się do góry odstawiając swój talerz i kubek do zlewu.
- Dziewczyny zostawcie ja później pozmywam - wszystkie wstawiły naczynia do zlewu i poszłyśmy na górę.
Każda chwyciła się za swój śpiwór i zaczęła go składać. Po kilku minutach uwinęłyśmy się z nimi. Poszło nam naprawdę sprawnie, ponieważ miałyśmy już dużą wprawę. Często nocowałyśmy u którejś z nas.
- Judite idziesz na piechotę?
- Nie, Ruby tata po mnie przyjeżdża. Jak chcesz to możemy cię odwieźć.
- Ok. Zabrałabym się z wami, bo moja mama jest dzisiaj jeszcze w pracy.
- A po was ktoś przyjeżdża? - zawsze przeważnie jeden albo dwóch rodziców nas odwoziło po naszych spotkaniach, ponieważ mieszkałyśmy w różnych częściach miasta, a nie przepadałyśmy za włóczeniem się autobusami.
- Po mnie chyba mama przyjedzie. Abby i Nora mogą jechać ze mną, jeżeli chcą - powiedziała Skyler, odwracając się w ich stronę.
- Mi pasuje, nie chce mi się czekać na autobus - Nora odpowiedziała zadowolona.
- Ja też mogę, jeżeli nie będzie problemu - powiedziała Abby.
- Ok to już dzwonię do mamy.
- Mój tata już jest na dole - powiedziała Judite.
- Dzięki dziewczyny, że wpadłyście.
- Spoko. Polecamy się na przyszłość - zaśmiała się Judite.
- To widzimy się jutro w szkole - powiedziała Ruby i wszystkie zeszłyśmy na dół.
Dziewczyny sprawnie się ubrały i po paru chwilach zostałam sama w korytarzu. Poszłam do kuchni pozmywać po śniadaniu i posprzątać bałagan, który zostawiłyśmy. Nie zajęło mi to długo, więc po tym udałam się do swojego pokoju. Miałam ochotę pograć trochę na perkusji, ale wiedziałam, że mama nie była by teraz zachwycona, nie chciałam jej budzić. Wzięłam książkę i rozsiadłam się w fotelu. Reszta niedzieli zleciała mi na odrabianiu lekcji i czytaniu książki.
Usłyszałam mój budzik i byłam bardzo zła, ponieważ wyrwał mnie z bardzo ciekawego snu, ale dlaczego był tam chłopak od pizzy? Oj spokojnie to tylko sen, nie ma co sobie głowy zawracać.
Nie miałam ochoty wstawać i iść do szkoły po tak długim weekendzie, ale wiedziałam, że nie mam wyjścia. Mama nie pozwoliła by mi zostać w domu, więc musiałam się podnieść z łóżka i iść do łazienki. Mój pies czekał na mnie przy moich kapciach, dając znać, że bardzo musi wyjść na dwór. Ubrałam się szybko i wyszłam z Gabi na mały spacer.
Po powrocie zjadłam jakieś śniadanie mijając się z Madi w kuchni. Wybiegłam na autobus pełna nadziej, że tym razem się nie spóźnię. Na przystanek dobiegłam w ostatniej chwili. Złapałam odpowiedni autobus i tuż przed dzwonkiem byłam pod budynkiem szkoły.
Snowbridge Hills High School to szkoła o długoletniej tradycji. Budynek sięga czasów Pierwszej Wojny Światowej, pomimo to ma znakomicie wyposażone pracownie i bardzo dobrze wykwalifikowaną kadrę pedagogiczną. Oczywiście zdarzają się pewne wyjątki, ale to chyba jak w każdej szkole.
Wchodząc do szkoły wpadłam na Sky. Na pierwszej lekcji miałyśmy biologię.
- Cześć. Poczekaj na mnie skoczę tylko do szatni zostawić kurtkę.
- Ok tylko się pośpiesz, już był dzwonek.
Po kilku chwilach byłyśmy już na pierwszym piętrze pod salą biologiczną. Dziewczyny już były w środku. Ruby zajęła nam przedostatnią ławkę, tuż za Norą i Judite. Pani profesor przyszła tuż za nami. Kazała zająć wszystkim miejsca i zaczęła sprawdzać listę obecności.
Bardzo lubiłam lekcje biologii z panią profesor Nelson. Nigdy nie można się na nich nudzić. W zeszłym tygodniu przeprowadzaliśmy sekcje narządów zwierząt. Miałyśmy przy tym duży ubaw. Kroiłyśmy oko i serce krowy. Mam nadzieje, że takie lekcje się jeszcze powtórzą.
Dzisiejsza lekcja zleciała mi bardzo szybko, ponieważ rozmawialiśmy o genetyce. Lubiłam te tematy. Niestety biologia to jedyny ciekawy przedmiot na dzisiaj.
Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy zaczęli wychodzić z klasy. Sky kiwnęła na mnie głową, abym na nią zaczekała.
- Poczekaj - Skyler przepychała się między ławkami.
- Ok. Co teraz mamy?
- Wydaje mi się, że język angielski. Idziesz zostawić torbę?
- Tak, nie zdążyłam dzisiaj iść przed lekcją.
Udałyśmy się na parter, tuż obok hali gimnastycznej. Miałyśmy szafki tuż nad sobą. Na szczęście moja była na górze i nie musiałam się codziennie do niej zginać. Sky niestety nie miała takiej wygody.
- Przesuniesz się troszeczkę? - Sky próbowała tworzyć swoją szafkę.
- Oczywiście - przesunęłam się lekko w prawo i wpisałam swój kod do szafki.
- Aa! - Sky kopnęła swoją szafkę.
- Spokojnie poczekaj pomogę ci - jej szafka zacina się od miesiąca. Zgłaszała to już woźnemu, ale niestety on nic sobie z tego nie robi.
- Znowu to samo - Sky już lekko zrezygnowana rzuciła torbę na podłogę.
- Zobacz już prawie - powiedziałam siłując się z szafką - gotowe.
- Dzięki, mam już jej dość. Tylko moja musi się tak zacinać.
Szafka na szczęście się otworzyła i Sky mogła zostawić tam swoją torbę. Moja otworzyła się z łatwością. Wyjęłam z niej podręcznik do angielskiego i zostawiłam w niej torbę. Zamykając drzwiczki kątem oka zauważyłam Adama. Nie był on sam, ale w towarzystwie dziewczyny ze szkolnej drużyny cheerleaderek. Nie byłoby to nic dziwnego, w końcu jest kapitanem drużyny futbolowej, ale ona prężyła się przed nim i wypinała dekolt na wszystkie możliwe sposoby. Adam był podrywaczem i wszyscy o tym wiedzieli, ale nie chciałam, aby Sky przekonała się o tym na własnej skórze.
Próbowałam ją odciągnąć w drugą stronę, ale niestety ona uparła się, aby iść do źródełka. Najpopularniejszego miejsca spotkań wszystkich sportowców tej szkoły. Zamontowana na jednej ze ścian głównego korytarza szkoły pijalnia wody skupiała prawie całą drużynę futbolową i koszykarską po każdym treningu. Obracając się w stronę hali gimnastycznej Sky dostrzegła Adama. Niestety wiedziałam, że na widok Natalie jej wyraz twarzy zmienił się. Mimo to ruszyła w ich stronę, a ja chcąc nie chcąc za nią.
- Cześć - Sky pogodnie się przywitała.
- Skyler hej... - Adam pocałował Sky w policzek na przywitanie, na mnie tylko kiwną głową.
- Valerie? - widziałam, że Sky celowo przekręciła jej imię, żeby lekko zdenerwować dziewczynę odwracając się w jej stronę.
- Natalie - poprawiła ją cheerleaderka.
- No tak - powiedziała Sky z lekkim lekceważeniem w głosie. Musiałam się powstrzymać, aby nie wybuchnąć śmiechem widząc minę dziewczyny.
- O której dzisiaj kończysz? - Adam próbował zmienić temat, ponieważ czuł, że awantura wisi w powietrzu.
- O czternastej, ale potem idziemy z dziewczynami na zakupy. A ty?
- Dzisiaj kończymy wcześniej, ponieważ nie ma trenera Clarksona.
- Tak...
- Sky musimy już iść, zaraz jest dzwonek, a chce iść jeszcze do sklepiku - wiedziałam, że dłuższa konwersacja może nie mieć pozytywnego zakończenia, ponieważ Natalie chciała coś powiedzieć, a ja weszłam jej w pół słowa.
- Dobrze, ja też musze jeszcze kupić wodę. Widzimy się później.
Adam pocałował Sky w czoło, a my skierowałyśmy się w stronę sklepiku. Poszłyśmy bocznymi schodami. Tuż po dotarciu na trzecie piętro zadzwonił dzwonek, pomimo to zamiast do klasy poszłyśmy do sklepiku. Po małych zakupach pośpieszyłyśmy do sali, gdzie już wszyscy siedzieli na miejscach, a pani profesor sprawdzała listę obecności. Na szczęście upiekło się nam i nie doszła jeszcze do naszych nazwisk, dlatego nie miałyśmy wpisanego spóźnienia.
Przez resztę dnia lekcje strasznie mi się dłużyły i nie miałam ochoty siedzieć już w tej szkole. Jednak teraz byłam zadowolona, że wczoraj udało mi się przełożyć zajęcia w szkole muzycznej i od razu po szkole mogła udać się z dziewczynami na podbój galerii handlowej.
Gdy ostatnia lekcja dobiegła końca udałam się w stronę mojej szafki po torbę. Musiałam się przepychać przez spory tłum na korytarzu. Pomimo, iż szkoła jest bardzo duża, to gdy po dzwonku wszyscy opuszczą klasy robi się ciasno.
Jednak ujrzałam coś dziwnego. Na schodach, tuż koło stołówki zauważyłam chłopaka, wyglądającego jak Stiles. Bardzo się zdziwiłam i zaczęłam iść w tym kierunku. Gdy dobiegłam do schodów niestety nie było go tam, po prostu tak, jakby się rozpłynął. Zaczęłam się zastanawiać czy nie mam już jakiś zwidów. Może powinnam iść do lekarza, tylko jakiego? Pewnie najlepiej psychiatry. Za często mam ostatnio przewidzenia i robi się to troszkę niepokojące, ale może to tylko z przemęczania?
Nie ma co sobie dłużej zaprzątać tym głowy teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Przede wszystkim, czy mam już wszystko na piątkową imprezę? Dziewczyny planują się wystroić, a ja nie chciałabym od nich odstawać. W końcu raz na jakiś czas trzeba się rozerwać i zabawić w gronie przyjaciół. Była w duchu wdzięczna, że Madi chce mnie wyciągnąć na tę imprezę. Siedzenie w każdy piątkowy wieczór w domu jest już trochę nudny.
Po lekkim rozproszeniu tłumu na korytarzu udałam się do głównego wyjścia. Widziałam, że dziewczyny siedziały już na patio, na ławce czekając na mnie.
- Co tak długo Ave? - od razu spytała Abby, a ja chyba nie chciałam im opowiadać o moich halucynacjach.
- Był spory tłum na korytarzu - nie skłamałam do końca, po części to była prawda. Musiałam się przepychać do wyjścia. Pomimo to wiedziałam, że Abby widzi, że coś ukrywam.
- Dobra, nieważne idziemy do galerii - Judite jak zwykle rozładowała dziwne napięcie między nami, które zawsze powstawało nagle i gdyby nie Judite, nie zawsze kończyłoby się to dobrze.
- Macie już plany co chcecie kupić? - Ruby jak zwykle konkretna. Ona nigdy nie chodzi do sklepu tylko po to, aby pochodzić, zawsze ma listę zakupów, aby nie krążyć bez celu. Bardzo tego nie lubi, pomimo to zawsze ją wyciągamy na wspólne wypady.
- Ja mam zamiar rozejrzeć się za sukienką - powiedziała wesoło Sky.
- Ja chyba musze poszukać butów do tej mojej nowej, czerwonej kreacji - powiedziała Judite.
Galeria handlowa leżała niecałe dziesięć minut drogi od naszej szkoły. Dosyć szybko tam dotarłyśmy, po drodze bardzo dużo się śmiejąc i zwracając uwagę wszystkich ludzi na ulicy. Jednak chyba żadna z nas się tym nie przejmowała.
Budynek galerii był to ogromny gmach z ponad setką najróżniejszych sklepów wewnątrz, w którym z łatwością można się zgubić. Gdy byłam młodsza zdarzyło mi się to raz czy dwa. Po wejściu od razu skierowałyśmy się do naszego ulubionego sklepu odzieżowego Dark Horse, w którym potrafiłyśmy spędzić niezliczone godziny. Sklep był zlokalizowany na dwóch piętrach, połączonych ze sobą ruchomymi schodami. Można było w nim znaleźć wszystko od bielizny po kurtki narciarskie w najrozmaitszych rozmiarach i kolorach.
Po około dwóch godzinach szukania odpowiedniej sukienki dla Sky, musiałam chwilę odpocząć, ponieważ zrobiło mi się troszeczkę słabo. W tym sklepie było sporo ludzi, a co za tym idzie duży zaduch.
- Idzie ktoś ze mną do toalety? - zapytałam z nadzieją.
- Ja mogę iść - powiedziała Nora.
Wyszłyśmy ze sklepu i skierowałyśmy się w stronę łazienek.
- Poczekaj - Nora zatrzymała się koło księgarni i oglądała wystawę - możemy tu na chwilę wejść?
- Ok, nie ma problemu - bardzo lubiłam chodzić do tej księgarni. Był bardzo duży wybór książek dla młodzieży i nie tylko. I co najważniejsze w tym sklepie była klimatyzacja w przeciwieństwie do poprzedniego.
- Szukam nowej książki - Nora od razu skręciła w alejkę fantasy - tylko nie pamiętam tytułu.
- Nie zapisałaś nigdzie?
- Niestety nie...- Nora schyliła się do najniższej półki - mam ją.
Nora zadowolona po krótkiej chwili oglądania książki z każdej strony poszła do kasy, a ja zaczęłam się jeszcze rozglądać po półkach, kiedy nagle w końcu sklepu za jedną z nich zobaczyłam postać chłopaka. Nie wiem dlaczego, ale ruszyłam w jego kierunku. Po kilku krokach zatrzymałam się, bo nie byłam pewna tego co widzę. Była to ta sama postać, którą widziałam przy schodach w szkole. Obejrzałam się w stronę Nory stojącej w kolejce do kasy, która na szczęście nie była długa.
Zaczęłam iść prosto, ale gdy dotarłam do ostatniej półki już go tam nie było. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie było to całkiem normalne, ale byłam przekonano, że to on. Wiedziałam, że nie mógł się po prostu rozpłynąć. Rozejrzałam się jeszcze po księgarni, ale nigdzie już go nie było.
Były tylko dwa wyjścia z tej sytuacji. Albo on jest magikiem i najlepsza jego sztuczka jest związania ze znikaniem, albo mam coś z głową. Chciałam wierzyć, że pierwsza opcja jest prawdziwa.
- Avery wszystko ok? - Nora mnie trochę zaskoczyła, aż podskoczyłam.
- Tak wszystko dobrze - uśmiechnęłam się do niej, jednak wiedziałam, że Nora za dobrze mnie zna, żebym mogła przed nią coś ukryć.
- Ave na pewno? - widziałam zatroskanie w jej oczach.
- Może wyjdźmy na zewnątrz - na przeciwko księgarni były ławki, do których poszłyśmy.
- To co jest? Mów.
- Tylko błagam nie śmiej się.
- Oj Ave przecież ja nigdy się z ciebie nie śmieję.
- Wszędzie widzę Stilsa.
- Ale jak to? - Nora nie do końca wiedziała o co mi chodzi.
- Dzisiaj miałam wrażenie, że widziałam go w szkole, koło stołówki przy schodach, ale zanim tam doszłam nikogo już nie było, tak jakby się rozpłynął. Teraz było to samo.
- Ave jesteś po prostu przemęczona i za dużo o nim myślisz.
- A jak to coś z moją głową? Może coś po tym upadku na lodzie?
- Spokojnie, Avery nic ci nie jest, zapewniam cię. Musisz przestać o nim myśleć dwadzieścia cztery godziny na dobę - Nora serdecznie się do mnie uśmiechnęła.
- Może masz racje. Wszystko sobie wmówiłam. Mój mózg widzi to, co chce, żeby widział.
- To jak idziemy do tej łazienki?
- Tak - podniosłyśmy się i skierowałyśmy w stronę łazienki. Jednak nadal myślałam o tym dziwnym przewidzeniu w księgarni.
Po kilku minutach dołączyłyśmy do dziewczyn w sklepie. Idąc do nich byłam zadowolona, ponieważ wiedziałam, że stoją już przy kasie i niedługo będziemy mogły iść do domu. Sky znalazła sobie przepiękną, błękitną sukienkę i białą marynarką.
Po wspólnych zakupach do domu dojechałam autobusem około siedemnastej. Była padnięta, więc pierwsze co zrobiłam to ucięłam sobie małą drzemkę, przed tym jak zasiadłam do lekcji.
Krótka drzemka, niestety przerodziła się w długą sjestę. Obudziłam się dopiero około dwudziestej drugiej. Nie miałam za dużo siły, więc zrobiłam tylko najważniejsze lekcje i wzięłam gorący prysznic. Niestety przez cały czas myśląc o moich omamach.
sobota, 28 marca 2015
środa, 25 marca 2015
Rozdział II
- Wróciłam - chodząc do domu rzuciłam moją torbę na schody.
Mój dom w porównaniu do willi Nory to mała klitka. Piętrowy domek na obrzeżach
miasta. Mieszkam tu od niedawna razem z rodzicami i moją młodszą siostrą - Madison.
W naszym poprzednim mieszkaniu mieliśmy tylko trzy pokoje z kuchnią i niestety
musiałam dzielić jeden z Madi. Aktualnie na piętrze każdy ma własny kąt. Jest
sypialnia rodziców, pokój Madi i mój. Naprawdę fajnie jest mieć chociaż
niewielką przestrzeń tylko dla siebie. Mój pokój jest chyba moim ulubionym
pomieszczeniem w domu. To tam spędzam większość czasu.
Jest już
około godziny dziewiętnastej, ale w domu powinna być tylko moja siostra. Mama
ma dzisiaj nocny dyżur w szpitalu. Tata od dwóch dni jest w podróży służbowej,
wraca dopiero pod koniec tygodnia.
Po
zdjęciu kurtki i butów skierowałam się do kuchni, po coś do zjedzenia.
Chwyciłam talerz z kawałkiem lasage, pozostałość po obiedzie Madi i kubek z
colą. Nie lubiłam jeść w kuchni, szczególnie sama. Niestety w naszym domu nigdy
nie było, czegoś takiego jak wspólny obiad, czy wspólna kolacja. Praca mamy
zawsze kolidowała z pracą taty, nawet w weekendy nie było mowy o wspólnym
posiłku. Po tylu latach już przywykłam. Idąc na górę, zabrałam torbę ze
schodów.
Widziałam,
że Madison jak zwykle siedzi w swoim pokoju przed komputerem, nawet mnie nie
zauważając. Czasami bałam się, że jest to już pewien stopień uzależnienia. Większość swojego czasu spędza na portalach
społecznościowych. Ja też od czasu do czasu zaglądam na takie strony z ciekawości
czy ktoś dodał coś nowego, ale w moim wolnym czasie z reguły można zobaczyć
mnie z książką, albo z pałeczkami w rękach. Moje największe dwa uzależnienia - muzyka
i książki.
Wchodząc
do pokoju położyłam moją torbę przy wielkim biurku. Mój pokój nie był duży, ale dobrze
zagospodarowany. Sama wybierałam meble i ich ustawienie. Pod oknem stoi moje
łóżko, przekryte zieloną kapą i masą poduszek, uwielbiam je. Od zawsze na moim
łóżku leży sterta najróżniejszych podusi. Obok łóżka jest mała szafka nocna, a
na przeciwko stoi drewniane biurko, a przy nim skórzany fotel. Pod ścianą
znajduje się bardzo duża szafa z przeszklonymi drzwiami. I chyba mój
najukochańszy kąt w moim pokoju, to miejsce gdzie stoi moja perkusja. Prezent
na szesnaste urodziny. To chyba z jego powodu przesiaduje dziewięćdziesiąt
procent mojego czasu właśnie tu.
- Cześć
- moja siostra weszła do pokoju - mama zostawiła dla ciebie kartkę, masz sporo
do zrobienia.
Nie
lubiłam tego, że w naszym domu konwersacje prowadziliśmy głównie poprzez zostawiania
małych karteczek z rzeczami do zrobienia.
-
Dzięki - wzięłam żółtą karteczkę od Madi - a ty już zrobiłaś swoje?
- Tak
wyszłam już z psem i posprzątałam swój pokój - uśmiechnęła się do mnie.
- Tylko
tyle rzeczy miałaś na liście? - trochę się zdziwiłam, ponieważ zawsze było
strasznie dużo do zrobienia, ale wiedziałam, że pewnie większość obowiązków
trafiła na moją listę.
- To i tak dużo, musiałam posprzątać sama cały
mój pokój - Madison mówiła poważnie, a ja nie miałam siły już się z nią kłócić.
Spojrzałam na żółty kawałek papieru i byłam lekko zdziwiona,
że jest na niej tak mało punktów do wykonania.
Avery
ü wynieś śmieci
ü odkurz mieszkanie
ü posprzątaj w kuchni
ü posprzątaj swój pokój
mama
Nie
byłam zachwycona, ponieważ bardzo nie lubię sprzątać, przede wszystkim w
kuchni. Zajęło mi to dobre dwie godziny. Ale po tym mogłam już spokojnie
poobijać się w swoim pokoju. Przez cały wieczór myślałam o tym co się dzisiaj
wydarzyło. Nie docierało to do mnie. Próbowałam sobie to wszystko poukładać i
upewnić się, że to wydarzyło się naprawdę.
W
sobotni poranek niestety nie mogłam pozwolić sobie na długie wylegiwanie się w
łóżku. Mój piesek już około ósmej rano wskoczył na moją kołdrę i zaczął mnie
lizać po twarzy. Nie maiłam innego wyboru tylko szybko się ubrać i z nią wyjść.
Po
krótkim spacerze wróciłam prosto na śniadanie. Madison zrobiła dla wszystkich
kanapki. W kuchni byłyśmy tylko we dwie, ponieważ mama jeszcze spała po nocnym
dyżurze.
- Avery
co będziesz dzisiaj robić? - Madi zapytała się mnie biorąc kolejną kanapkę,
jednak przez cały poranek zastanawiałam się co powinnam na siebie włożyć na
dzisiejsze spotkanie z Stilsem.
- Halo
ziemia do Ave! Jesteś tutaj ze mną? - Madi krzyknęła i dopiero wtedy się
ocknęłam.
- Tak
jestem, przepraszam zamyśliłam się. O co pytałaś? - uśmiechnęłam się do Madi w
nadziej, że się na mnie nie obraziła.
-
Pytałam, jakie masz plany na dzisiejsze popołudnie? - Madi spokojnie powtórzyła
pytanie.
- Idę
dzisiaj na łyżwy, a ty?
- Ze
Sky? - zapytała z dużą dociekliwością.
- Nie
dzisiaj nie - zarumieniłam się lekko. Miałam wrażenie, jakby Madi czytała w
moim myślach i wiedziała, że coś się dzieje.
- To
już wiem dlaczego od wczoraj jesteś nieprzytomna.
- Nie
wiem o co ci chodzi Madi - uśmiechnęłam się do niej, bo wiedziałam, że zaraz mi
wszystko wyjaśni.
- Wczoraj brudne talerze wstawiłaś do lodówki,
a chleb i żółty ser do zmywarki.
- Nie, to
nie prawda - nie miała pojęcia, że byłam aż tak zamyślona.
- Oj
prawda, powiedz mi tylko jak ma na imię? - Madi uśmiechnęła się do mnie
znacząco. Zawsze miała nosa w tych sprawach.
- Nie
wiem o czym mówisz - próbowałam udawać, że nie wiem o co chodzi, ale
wiedziałam, że to bez sensu. Jak Madi zwęszy nową plotkę nigdy nie odpuści.
- To
jak z kim dzisiaj idziesz? - wiedziałam, że już nie da za wygraną.
- Oj z
nikim ważnym, ma na imię Stiles i ma mnie pouczyć jeździć na łyżwach, to tyle -
widziałam o czym teraz myśli Madi -a ty co dzisiaj robisz?
-
Umówiłam się z Isabel. Mamy iść do centrum handlowego po nową sukienkę dla niej
na imprezę - w duchu ucieszyłam się, że Madi nie drąży już tematu - muszę też
poszukać nowych butów do mojej nowej kreacji.
- U
kogo jest teraz ta impreza? - Madi jest typem bardzo rozrywkowego człowieka,
który nie przepuści żadnej zabawy. Całkowite przeciwieństwo mnie.
- U
Cartera, wyprawia swoje szesnaste urodziny.
- A
dużo osób jest zaproszonych? - to było pytanie retoryczne. Carter Bagley to
jedynak z bardzo bogatymi rodzicami. Co roku wyprawia imprezy, na które
przychodzi cała szkoła, z małymi wyjątkami. Ja nigdy nie miałam ochoty wybrać
się na tę imprezę.
- Na
pewno będą tłumy, cała moja klasa na pewno się wybiera.
-
Rozmawiałaś już z mamą?
- Tak
jakby - Madi uśmiechnęła się i już wiedziałam, że coś kombinuje.
- Madi
co to znowu wymyśliłaś? - to nie była nowość, Madi zawsze ma plan jak osiągnąć
swój cel, tylko coś mi mówiło, że tym razem ten plan dotyczy także mnie.
- Mama
powiedziała, że mogę iść, ale pod jednym warunkiem.
-
Jakim? - Madi mówiła to bardzo niepewnie.
-Pod
warunkiem, że pójdę z tobą - Madi mówiła spokojnie, ponieważ wie, że ostatnią
rzeczą do czego jest mnie wstanie namówić to pójście na imprezę pełną ludzi -
mama się o ciebie martwi, że nigdzie nie wychodzisz.
- Oj
nie zamydlisz mi tu oczu troską mamy o mnie.
- Błagam
cię Ave -Madi już prawe przede mną klęczała - ja naprawdę rzadko cię o coś
proszę. Zrobię dla ciebie co tylko chcesz.
-
Wiesz, że nienawidzę takich imprez.
Gromada małolatów, która za wszelką cenę zdobędzie alkohol i większość upije
się do nieprzytomności - nigdy nie miałam dobrego zdania o domówka wśród
młodych. Byłam raczej typem mola książkowego i takie rozrywki nie należały do
moich ulubionych - i nie podoba mi się, że ty tam chcesz iść.
- Ave
przestań, nie każdy idzie, żeby się napić. Większość ludzi chodzi na imprezy,
żeby potańczyć i spędzić czas z innymi.
- Madi
nie dam się nabrać, że większość ludzi idzie potańczyć, a poza tym nie znam
Cartera osobiście i nie mam zaproszenia. Byłoby dziwnie, gdybym się wprosiła.
- Ave,
prawie wszyscy na tej imprezie będą bez zaproszenia. Imprezy Cartera przeszły
do legendy i nikt nie dba o zaproszenie.
-
Wiesz, że nie mam nawet co na siebie założyć - próbowałam już wszystkiego, żeby
tylko się z tego wykręcić, jednak Madison nie dawała za wygraną, a ja rzadko
potrafiłam jej odmówić jak patrzyła na mnie oczami smutnego kundla.
- O to
się nie martw, mogę pożyczyć ci swoją sukienkę - widziałam, że Madi już mi nie
odpuści.
- Kiedy
jest ta impreza?
- Za
tydzień w sobotę, wszystko zaczyna się o dziewiętnastej.
- Ok
pójdę z tobą tylko pod jednym warunkiem - próbowałam brzmieć stanowczo.
-
Dobrze co tylko chcesz, najważniejsze, że pójdziemy we dwie - słyszałam, że
Madi była naprawdę szczęśliwa.
- Zero
alkoholu - zaakcentowałam każde słowo - ani kropli i słuchasz się mnie przez
cały wieczór.
-
Dobrze zero alkoholu i posłuszeństwo przez cały wieczór - Madi wstała i rzuciła
mi się na szyję.
- Dobra
możesz mnie pościć, bo mnie udusisz - Madi wypuściła mnie z uścisku i
podskoczyła z radości.
-
Dziękuję Avery - uśmiech nie schodził z jej twarzy - pójdę już się ubrać,
ponieważ Isabel już pewnie na mnie czeka.
Madison
pobiegła na górę, a ja posprzątałam po śniadaniu. Po tym również poszłam
szykować się na spotkanie ze Stilsem. Szczerze mówiąc byłam lekko rozczarowana,
że nie napisał do mnie poprzedniego wieczora. Jednak nie zaprzątałam sobie tym
długo głowy. Wybranie odpowiedniego stroju, fryzury i makijażu zajęło mi więcej
niż przepuszczałam. Kilka razy sama zaczęłam się z siebie śmiać, nigdy nie
przejmowałam się zbytnio wyglądem, a teraz dla chłopaka poznanego dzień
wcześniej wyrzuciłam pół szafy. Doszłam do wniosku, że chyba każda dziewczyna w
tym wieku przez to przechodzi.
Około
godziny trzynastej czterdzieści zorientowałam się, że mam tylko dwadzieścia
minut, aby dojechać do centrum handlowego na lodowisko i na pewno się spóźnię. W
pośpiechu wybiegłam z domu i udałam się prosto na przystanek autobusowy. Na
szczęście nie musiałam długo czekać, ponieważ właściwy autobus przyjechał po
niecałych dziesięciu minutach.
Spóźniłam
się tylko odrobinę. Gdy weszłam do galerii od razu skierowałam się na
lodowisko. Był spory tłum, w szczególności było dużo dzieci, ale dzisiaj już
nie przeszkadzało mi to tak bardzo.
Rozglądałam
się w poszukiwaniu Stilsa, ale nigdzie go nie widziałam. Czułam się trochę
niepewnie. W głowie miałam najdziwniejsze myśli. Z jednej strony pomyślałam, że
Stiles zapomniał o spotkaniu, z drugiej, że tylko się spóźni, ponieważ nie było
jeszcze tak późno. Po około pół godziny, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno
wczorajsze wydarzenia miały miejsce i nie były to tylko halucynacje. Nie
wiedziałam co ze sobą zrobić, więc usiadłam w kawiarni znajdującej się na
przeciwko lodowiska. Miałam z niej dobry
widok na wejście do szatni i nie mogłam go przeoczyć. Po godzinie oczekiwania lekko
się już niecierpliwiłam. Żałowałam, że to nie ja wzięłam od niego numer
telefonu. Teraz nie miałam nawet jak się z nim skontaktować.
Po
dwóch godzinach oczekiwań jedyną rzeczą o jakiej myślałam było to, że Stiles po
prostu mnie wystawił i to był tylko żart,
cała ta wczorajsza scena z łyżwami. Wiedziałam, że taki chłopka jak on i ja
szara myszka kompletnie do siebie nie pasuje, jednak idąc na to spotkanie
miałam chociaż cień szansy, że taki przystojniak jak Stiles może się
zainteresować taką dziewczyną jak ja. Niestety pomyliłam się.
Wracając
do domu zaszłam do sklepu po wielkie pudełko lodów czekoladowych.
-
Wróciłam - wchodząc do domu zauważyłam, że jest tylko mama, ponieważ nie było
kurtki Madi. Musiała być jeszcze na zakupach z Is.
- Jak
się udała jazda - mama zawołała do mnie ze swojego gabinetu.
-
Dobrze - nie miałam ochoty na dłuższą pogawędkę, tym bardziej, że mama nie
wiedziała nic o Stilsie.
- Ja
będę musiała dzisiaj wcześniej wyjść do pracy, popatrzysz na Madi - mama zawsze
to mówiła. Zawsze mam pilnować Madison, pomimo iż ona się nigdy mnie nie słucha
i tak naprawdę jestem tylko rok starsza od niej to mama i tak zawsze mi
powierza całą odpowiedzialność.
-
Dobrze mamo, idę do pokoju - nie miałam już ochoty rozmawiać, chciałam się trochę wyżyć na bębnach, a następnie wziąć dobrą książkę i
wielkie pudełko lodów czekoladowych.
Wchodząc do swojego pokoju rzuciłam się na łóżko i wyjęłam
telefon z kieszeni. Musiałam z kimś pogadać.
Wybrałam numer Nory. Po dwóch sygnałach odebrała.
- Halo
- usłyszałam głos Nory.
- Cześć
tu Ave, musimy pogadać.
- Ok
zaraz będę u ciebie - zawsze wystarczył jeden telefon i gdy któraś z nas miała
kłopot to druga zaraz u niej była.
-
Dzięki, czekam - Nora odłożyła telefon.
Po około piętnastu minutach usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Avery
ktoś puka! - mama zawołała z dołu.
- Wiem
mamo, to do mnie, przyszła Nora - pobiegłam otworzyć drzwi.
- Cześć
- Nora weszła i powiesiła kurtkę w przedpokoju.
- Hej
wchodź już na górę, zaraz przyjdę - przekręciłam zamek w drzwiach i poszłam do
gabinetu mamy.
- Mamo
o której wychodzisz? - mama siedziała przy laptopie.
- Za piętnaście
minut, a coś się stało?
- Nie
tylko, czy Nora może dzisiaj u nas nocować? - i tak z reguły siedziałyśmy z
Madi same wieczorami i dlatego od czasu do czasu dziewczyny wpadały na noc.
- Tylko
Nora? Jak ostatnio pozwoliłam wam to z rana okazało się, że zrobiła się cała
szóstka - zrobiłyśmy małe piżama party.
- No
nawet jakby dziewczyny wpadły to i tak siedzimy dzisiaj z Madi same w domu -
próbowałam przekonać mamę.
- Oj
Avery - mama zawsze czuła się trochę winna, że przez większość czasu ja i Madi
siedzimy same w domu, dlatego czasami pozwalała nam na trochę więcej niż
powinna - dobrze dziewczyny też mogą przyjść tylko nie siedźcie do późna i może
zamów pizze bo chyba nic nie ma do jedzenia, dam ci zaraz pieniądze.
- Dziękuję
mamo - byłam bardzo zadowolona. Mama wyjęła pieniądze z szuflady.
- Tylko
pamiętaj zajmij się Madi, powinna niedługo wrócić.
-
Dobrze mamo zajmę się nią i nie będziemy długo siedziały.
Pobiegłam
na górę do mojego pokoju, po drodze zabierając wielkie pudełko lodów
czekoladowych i dwie łyżeczki. Nora siedziała na łóżku i przeglądała stos
książek, który leżał na biurku.
- Dobra
teraz opowiadaj co się stało? To coś poważnego widzę pudełko pocieszenia - Nora
nadal trzymała jedną z książek na kolanach i patrzyła na pudełko lodów - i to
czekoladowe. Jak on ma na imię?
- Oj
skąd te podejrzenie, że chodzi o jakiegoś chłopaka? - Nora zawsze czytała mi w
myślach. Nie wiedziałam od czego zacząć i czy w ogóle zaczynać. Przecież to nie
ma sensu. Po prostu miałam wczoraj halucynacje i tyle.
- Lody
i to w dodatku czekoladowe mówią same za siebie - Nora uśmiechnęła się do mnie
- to jak, zacznij od początku. Rzuciłam się na łóżko koło Nory chowając głowę w
poduszkę.
- Dobra
widzę, że przydadzą się posiłki. Nora wyjęła telefon. Wystukała coś na
klawiaturze telefonu. Podniosłam lekko głowę z poduszki.
-Avery
wychodzę, zamknij za mną drzwi.
-
Dobrze mamo - zawołałam - Nora możesz zamówić pizze, mama zostawiła pieniądze -
uśmiechnęła się i ponownie chwyciła za telefon.
- Dwie
duże hawajskie?
- Yhym
... - nie miałam siły podnieść głowy.
- Dzień
dobry, chciałam zamówić dwie duże pizze hawajskie na 15 Avon Street - Nora
zaczęła chodzić po pokoju tak jak zwykle kiedy rozmawia przez telefon - dobra
będzie za pół godziny.
Wzięłam pudełko lodów i moją łyżeczkę.
-
Chcesz? - podsunęłam pudełko w jej stronę. Usiadła na łóżku koło mnie.
-
Pewnie - Nora wzięła drugą łyżeczkę i przez jakiś czas jadłyśmy w milczeniu.
Przeszkodził nam dzwonek do drzwi.
- Ja
otworzę - Nora zeszła z łóżka i pobiegła na dół. Słyszałam głosy dziewczyn.
Kochałam je za to, że mogłam na nie liczyć w każdej sytuacji, bez względu na
porę dnia, czy nocy.
- Cześć
- odstawiłam puste pudełko po lodach.
- I jak,
jaki stan? - spytała Skyler wchodząc do pokoju - lody czekoladowe, dobra jest
źle.
Przyciągnęłam
poduszkę na głowę. Było mi trochę głupio, że zawracam dziewczynom głowy takimi
błahostkami. Interwencje przeprowadzałyśmy nawet kilka razy w tygodniu, ale
chyba najrzadziej z mojego powodu.
- Dobra
może zacznę od początku - odłożyłam poduszkę na bok i podciągnęłam się na
łokciach. Abby i Ruby usiadły na podłodze koło łóżka. Skyler jak zwykle na
fotelu stojącym koło biurka. Zawsze lubiła się na nim kręcić. Judite i Nora
usiadły ze mną na łóżku - uczyłam się jeździć na łyżwach ze Skyler, niestety
nie szło mi najlepiej i skończyłyśmy naukę trochę wcześniej. Sky musiała się
zebrać szybciej, a ja próbowałam poradzić sobie z zepsutym zapięciem łyżwy. I
wtedy się zaczęło. Podszedł do mnie chłopak, który chciał mi pomóc - i w tym
momencie przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Pizza
- Nora skoczyła na równe nogi.
-
Poczekaj pomogę ci - Judite wstała i poszła na dół razem z nami.
Wzięłam, po drodze do drzwi, pieniądze z biurka w gabinecie
mamy.
-
Dziewczyny weźcie talerze ja odbiorę pizzę - otworzyłam drzwi, ujrzałam młodego,
uśmiechniętego chłopaka trzymającego pudełko w jednej ręce, w drugiej rachunek.
- Dzień
dobry, dwie duże hawajskie? - miałam wrażenie, że skądś go znałam, ale nie
byłam pewna skąd.
- Tak -
odwzajemniłam uśmiech i podałam mu pieniądze. Wziął je ode mnie i podał mi
pizze - reszty nie trzeba.
-
Dziękuję i życzę smacznego - chłopak obrócił się i chciał już odejść.
-
Poczekaj...
- Tak -
chłopak szybko się obrócił zaciekawiony.
-
Przepraszam czy nie spotkaliśmy się wcześniej, wydaje mi się, że skądś cię
znam.
- Nie
raczej nie jestem tu nowy. Tydzień temu przeprowadziłem się do tego miasta, a
od dzisiaj pracuję jako kierowca w pizzerii.
- Tak,
no nic przepraszam - lekko się zarumieniłam. Zrozumiałam jak się wygłupiłam,
ale ostatnio często mi się to zdarza. Chłopak obrócił się do swojego samochodu,
a ja zamknęłam drzwi.
Skierowałam się w stronę schodów,
kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Zrobiło mi się gorąco, bo pomyślałam,
że to chłopak od pizzy. Poleciałam do drzwi jak na skrzydłach. Jednak, gdy otworzyłam
zobaczyłam tylko Madi obwieszoną zakupami.
-
Pizza! - Madi wchodząc rzuciła wszystkie torby w korytarzu - starczy dla mnie?
-
Pewnie, weź tylko talerz i przyjdź do nas - odparłam, lekko rozczarowana, że to
jednak nie chłopak o promiennym uśmiechu.
Poszłam
na górę i każda rzuciła się na pizze, na szczęście starczyło dla wszystkich
nawet dla Madi.
- Co
kupiłaś? - spytałam się Madison, która właśnie brała jeden kawałek.
-
Znalazłam śliczne buty do sukienki i genialną torebkę. Nie martw się dla ciebie
też coś mam w końcu musisz wyglądać jakoś na tej imprezie.
- Czy
usłyszałam słowo impreza? - oczy Judite zaiskrzyły - Avery tylko mi nie mów, że
idziecie na jakąś imprezę bez nas?
- Ja nie chce nigdzie iść to Madi mnie próbuje
zaciągnąć.
- Ej
jak to próbuje? Nie zapominaj, że mi obiecałaś - Madi spojrzała na mnie
czekając na potwierdzenie, że nie zapomniałam o obietnicy.
- No tak
obiecałam. Chcecie iść z nami? Impreza u niejakiego Cartera Bagleya.
-
Chłopaka, który ma ville z basenem i własną stadninę koni? - Abby zapytała lekko
zaskoczona.
- Tak,
on jest z mojej klasy i zaprosił wszystkich, a ja mogę iść tylko pod warunkiem,
że pójdę tam razem z Ave - Madi mówiła z pełnymi ustami sięgając po drugi
kawałek pizzy.
-
Pewnie, że pójdziemy - Skyler zawsze lubiła imprezy i żadnej nigdy nie
przepuściła z byle powodu.
- Sky
naprawdę chcesz się wkręcać na imprezę małolatów? - Ruby nie była
optymistycznie nastawiona do tego pomysłu. Ona pod tym względem jest bardzo
podobna do mnie, nie przepada za dużymi imprezami pełnymi ludzi.
- Oj
Ruby nie przesadzaj. O tyle co mi wiadomo Carter kończy szesnaście lat więc
jest tylko rok młodszy od nas, a my wcale nie jesteśmy takie stare. Powinnyśmy
iść, może być fajnie.
- Dobra
to ustalone idziemy na imprezę - Judite zawsze potrafiła szybko podjąć decyzję.
Pomyślałam,
że nie może być tak źle, w końcu
będziemy tam wszystkie razem.
-
Pokażę ci zaraz sukienkę, którą mam dla ciebie - Madi wstała z podłogi i
poleciała na dół. Po chwili była z powrotem. Wyciągnęła z papierowej torebki
piękną, czarną sukienkę. Byłam zaskoczona.
- Skąd
miałaś pieniądze? - wiem, że powinnam inaczej zareagować, ale zastanawiało mnie
jak było ją stać na taką sukienkę.
-
Spokojnie była przeceniona, podoba ci się? - Madi przyłożyła sukienkę do siebie
i patrzyła na mnie pytający wzrokiem.
-Pewnie,
jest śliczna - wzięłam ją od niej i przyłożyłam ją do siebie.
- I
jak? - obróciłam się w stronę dziewczyn.
- Jest
śliczna w sam raz dla ciebie - pochwaliła sukienkę Abby.
-
Dzięki Madi - są chwilę, w których nie możemy się kompletnie dogadać, ale są
także takie jak ta, w których mam ochotę ją wyściskać i cieszę się, że nie
jestem jedynaczką.
- Spoko
to takie małe podziękowanie za to, że idziesz ze mną - Madi uśmiechnęła się
szczerze do mnie - dobra ja lecę do siebie. Dziewczyny pamiętajcie za tydzień w
sobotę o dziewiętnastej zaczynamy zabawę.
Madi
zamknęła za sobą drzwi, a ja wstałam żeby posprzątać puste talerze i pudełka po
pizzy.
-
Poczekaj pomogę ci - Skyler wstała i wzięła dwa puste pudełka. Zaniosłyśmy
wszystko do kuchni i zabrałyśmy szklanki i napój. Gdy weszłam do pokoju podałam
wszystkim szklanki.
-
Możecie dzisiaj u mnie zostać? Mama ma dzisiaj nocny dyżur.
-
Pewnie mam na dole śpiwór - Abby zawsze wybierając się do mnie zabierała pół
domu i zawsze była przygotowana na każdą sytuacje.
- Ja
też mogę - Ruby usiadła po turecku koło łóżka.
- Dobra
to jaki film wybieramy? - spytałam z nadzieją, że już nikt nie pamięta mojego
załamania i żadna z dziewczyn nie będzie już chciała o tym gadać.
- Avery
nie myśl, że się wywiniesz. Nie skończyłaś nam opowiadać - wiedziałam, że Sky
mi nie odpuści jednak nie miałam ochoty na użalanie się nad sobą, wolałam
obejrzeć dobry film.
-
Możemy pogadać później, na przykład po filmie. Mam ochotę na dobrą komedie.
Jakieś propozycje?
- Dobra
możemy coś obejrzeć, ale nie myśl, że odpuścimy ci taką historię - Sky nigdy
nie odpuści.
- To co
oglądamy? - zapytała Ruby.
-
"Pretty Woman"? - zaproponowała Nora.
- Tak!
To się nigdy nam nie znudzi - zawsze, gdy nocowałyśmy razem oglądałyśmy ten
film.
- To
już tradycja - zaśmiała się Judite.
- Ok
zaraz włączę - wstałam do biurka i wzięłam laptopa na kolana.
Szybko
w zakładce ulubione znalazłam nasz film. Abby i Judite poszły po swoje śpiwory.
Ja wyjęłam trzy dla Nory, Ruby i Skyler. Postawiłam laptopa na biurku i
odsunęłam krzesło, tak abyśmy mogły wszystko widzieć. Usiadłyśmy wszystkie na
podłodze opatulone po szyję w śpiwory i koce. Abby zgasiła światło. Przez
resztę wieczoru oglądałyśmy filmy, od czasu do czasu cytując znane na pamięć fragmenty
śmiejąc się przy tym. Uwielbiałam takie wieczory jak ten. Jednak przez ten cały
czas chodziło mi po głowie pytanie - skąd znam chłopaka od pizzy?
poniedziałek, 9 marca 2015
Rozdział I
- Mówiłam,
że to jest zły pomysł, Skyler - zawiązując drugą łyżwę próbowałam przekonać ją
abyśmy wróciły do domu.
- Będzie
dobrze Avery, nie marudź - przyjaciółka próbowała mnie pocieszyć, ale i tak
miałam ochotę stamtąd uciec. Nigdy wcześniej nie miałam łyżew na nogach, a na
lodowisku był spory tłum. Niestety, zauważyłam także kilka osób z naszej
szkoły.
- Sky,
dobrze wiesz, że nie umiem jeździć nawet na rolkach, ale przede wszystkim nie
chcę robić z siebie pośmiewiska - mimo mojego narzekania widziałam determinację
w oczach Skyler. To mogło oznaczać tylko jedno, nie ma już dla mnie ratunku.
- Av,
daj mi rękę - kurczowo chwyciłam się przyjaciółki.
Kiedy już byłyśmy na lodzie bałam się ją puścić, nawet na
sekundę. Sky po woli wyjaśniłam mi co robić, aby przy pierwszym kroku nie
wywinąć orła. Strach, który ogarnął mnie
przy pierwszym kroku z każdą sekundą był coraz mniejszy. Po kilku okrążeniach,
które zrobiłam, trzymając się Skyler zdałam sobie sprawę, że łyżwy to naprawdę
nie samo zło. Niestety, poczułam się zbyt pewnie. Puściłam Sky myśląc, iż
jestem już w stanie jeździć bez trzymanki. Nie była to najmądrzejsza decyzja.
Po dwóch ruchach nogami zachwiałam się, nie byłam w stanie utrzymać równowagi i
poleciałam do tyłu. Poczułam, że moje spodnie nie wytrzymały.
- Avery,
nic ci nie jest? Wszystko w porządku? - widziałam zatroskanie w oczach Sky.
- Tak,
wszystko w porządku, tylko niestety nie skończyło się to najlepiej dla moich
spodni - pomimo dużej, mokrej plamy z tyłu miałam na szczęście niewielką dziurę
na samym środku.
- Daj
rękę. Pomogę ci wstać - Sky wyciągnęła rękę w moją stronę.
- To
chyba nie będzie takie proste - z całej siły chwyciłam rękę Sky i próbowałam
się podnieść. Po lekkim wysiłku ustałam na nogach.
- Udało
się. Jesteś cała?
- Tak,
w przeciwieństwie do moich spodni - zdjęłam bluzę i szybko zawiązałam ją wokół
tali.
- Tak
lepiej. Sky może już koniec na dziś? - spytałam z nadzieją.
- Ave,
jak chcesz możemy skończyć, nie będę cię zmuszać. Jutro też jest dzień i
lodowisko też jest otwarte - w jej oczach pojawił się błysk. Sky jest osobą,
która, gdy sobie postawi jakiś cel zawsze go osiągnie. Na moje nieszczęście Sky postanowiła nauczyć
mnie tej zimy jeździć na łyżwach.
Wszystko
zaczęło się trzy tygodnie wcześniej na urodzinach naszej najlepszej
przyjaciółki Nory. Była tam cała nasza paczka. Skyler przyszła z Adamem Greidym,
największym przystojniakiem w szkole. Byli parą od niedawna, ale wierzyłam, że
to nie jest przelotna znajomość. Bardzo do siebie pasowali. Ruby, jak zwykle,
była z Colinem Rodem. Jest to nie tylko para roku, Ruby i Colin znają się od
najmłodszych lat, a parą są od podstawówki. Wszyscy widzą, że pisana jest im
wspólna przyszłość. Judite również przyprowadziła nowego chłopaka - Issaca. Na
szczęście, wydawał się być sympatyczniejszy i bardziej ułożony w porównaniu do
jego poprzednika. Judite niestety nie ma najlepszego gustu, jeśli chodzi o
chłopaków. Jack, jej ex, pomimo swojej nieziemskiej figury był gburowaty,
opryskliwy i strasznie niedojrzały. Ja i Abby, nie zrażając się brakiem
partnera, poszłyśmy na imprezę same. Ab, jak zwykle, z nadzieją, że na tej
imprezie na pewno jej się uda kogoś poderwać. Nora zaprosiła również kilka osób
z naszej szkoły. Wszyscy wiedzieliśmy, że dla Nory ta impreza była bardzo ważna,
w końcu tylko raz kończy się szesnaście lat. Zabawa była nadzwyczajna.
Większość gości poszła około północy. Nasz paczka, jak zwykle, została po
imprezie, żeby posprzątać i oczywiście poplotkować. Chłopaki nie mieli innego
wyjścia, musieli nam pomóc.
- Dziewczyny,
może obejrzymy teraz jakiś film? - zapytał Colin, rozsiadając się z Adamem i Issaciem
na kanapie w salonie, który był wielkości normalnego mieszkania. Cały urządzony
był w starym stylu, jak większość domu. Skórzna kanapa, na której rozłożyli się
chłopacy była przeznaczona dla trzech osób, pomimo to Sky i Ruby od raz
siedziały przy swoich sympatiach. Judite usiadła na fotelu. Issac przysiadł się
do niej. Ja i Ab zajęłyśmy dwa fotele koło siebie. Na środku stał szklany
stoliczek do kawy. Postawiliśmy tam kilka przekąsek z imprezy.
- Może
jakiś horror? - zaproponował Issac, podnosząc Judite. Usiadł na fotelu, a
Judite wylądowała na jego kolanach.
-
Lepiej obejrzyjmy jakąś komedię - odezwała się Ruby. - Najlepiej romantyczną.
-
Jestem za - powiedziała Abby, podciągając kolana pod siebie.
- Nora,
masz jakąś dobrą komedię? - spytała Sky. Nora podeszła do zabytkowej komody
stojącej pod ogromnym telewizorem. Wyjęła kilka płyt.
- Te
dwa są najlepsze: "Brzydka prawda" czy "A więc wojna"? -
zapytała Nora, pokazując w naszą stronę okładki płyt.
- Może
być ten drugi - powiedział Adam z pełną buzią chipsów.
Film wszystkich wciągnął przez pierwsze czterdzieści minut
filmu nikt się nie odzywał i wszyscy wpatrywali się w ekran. Możliwe, że
wszyscy byli bardzo zmęczeni po kilku godzinach tańca przy głośnej muzyce.
- Dziewczyny,
nie śpijcie - zaśmiał się Issac.
-
Spokojnie, jeszcze nikt nie zasnął - powiedziała Nora. - Ale mama przygotowała
pokoje gościnne, żebyście nie wracali po nocy.
- A tak
po za tym, co sądzicie o najbliższej wycieczce szkolnej - Ruby zmieniła temat.
- Uważam,
że kręgle mogą być fajne, ale te muzeum jak zawsze będzie nudne - powiedziała
Abby, sięgając po swoją szklankę.
- Muzea
nie zawsze są nudne - wzięłam garść paluszków. - Ale kręgle na pewno będą
ciekawsze.
- Ja
najchętniej poszłabym na łyżwy - Judite uśmiechnęła się i położyła rękę na szyi
Issaca.
- Fajnie
by było przejechać się, na przykład, w ferie zimowe- Ruby wykazała podobny
entuzjazm do tego pomysłu.
- To
jest dobra myśl - powiedział Issac.
-
Raczej ciężko będzie wpakować taką gromadę do samochodu - powiedział z
sarkazmem Adam.
- Mój
tata ma busa - powiedział Issac. - Mogę
od niego pożyczyć.
- To
jest dobry pomysł - uśmiechnęła się Judite. - Do busa tyle osób spokojnie
wejdzie.
- Znam
takie ciekawe miejsce. Mojego brata kolega co roku pracuje na lodowisku u
swojego wujka, może nam załatwić bilety - powiedział Issac. - A po za tym to
jest tylko niecałą godzinę drogi stąd, a lodowisko jest naprawdę ogromne.
- To
jesteśmy umówieni, w pierwszy dzień ferii mamy wycieczkę na lodowisko - z
entuzjazmem powiedziała Judite.
Wszystkim
ten pomysł się bardzo spodobał, niestety poza mną. Nigdy w życiu nie miałam
łyżew na nogach, ale nie chciałam nic mówić, nie chciałam, żeby się ze mnie
nabajali. Widziałam, że Sky patrzy prosto na mnie. Ona wiedziała, że coś jest
nie tak. Skyler to osoba, z którą porozumiewamy się bez słów. Około trzeciej
nad ranem wszyscy poszliśmy na górę, do pokoi gościnnych. Chłopaki dostali
oddzielny pokój. Nora przyniosła nam poduszki i koce.
Gdy pierwszy raz przyszłam do domu Nory nie wierzyłam, że
można mieć pięć pokoi przeznaczonych tylko i włącznie dla gości. Jednak to, co
ujrzałam, wchodząc do jednego z nich odjęło mi mowę. Wszystkie te pokoje są wielkości
hali sportowej. Do tego każdy urządzony jest w innym stylu. My spałyśmy w
bardzo nowocześnie urządzonym. Wielka plazma wisiała na wprost łóżka, w którym
spokojne zmieściłaby się cała drużyna futbolowa. Gdy nocowałyśmy u Nory zawsze
wybierałyśmy ten pokój. Bardzo go lubiłam. Nora dla chłopaków przygotowała
pokój urządzony w starodawnym stylu. Wielkość tego pomieszczenia była również
imponująca. Jednak rzeczą najbardziej przykuwającą uwagę był kredens z siedemnastego
wieku.
Przed położeniem się do łóżka, poszłam do jednej z trzech
łazienek na piętrze. Wychodząc z pokoju widziałam, że Sky idzie za mną.
-
Avery, co jest? Nie podoba ci się pomysł z wyjazdem na łyżwy? Widziałam twoje
niezadowolenie w oczach - zapytała się zatroskana.
- Nie
pomysł jest naprawdę fajny...
- Bo, jeśli
chodzi o Adama, to powiedz...
- Nie,
Adam jest bardzo fajny, ale nie o to chodzi. Ja tylko ... - nie umiałam się
przyznać do tego, że boję się, że wszyscy mnie wyśmieją, że nigdy wcześniej nie
miałam łyżew na nogach. Jednak musiałam się wziąć w garść. Skyler na pewno mnie
nie wyśmieje, ona też wielu rzeczy jeszcze nie robiła. Spokojnie po prostu
powiedz jej to. - Nie umiem jeździć, nigdy w życiu nie miałam łyżew na nogach,
boję się z wami jechać. Mogę z wami uprawiać każdy inny sport, tylko nie łyżwy.
Możemy, na przykład, iść na basen...
- Ave,
ty prawie codziennie jesteś na basenie, a łyżwy są tylko w zimę. Jeśli tylko o to
chodzi to spokojnie mogę udzielić ci kilku lekcji. Słyszałam, że w przyszłym
tygodniu w centrum handlowym mają otworzyć małe lodowisko. Pójdziemy tam we
dwie - Sky trochę mnie uspokoiła.
-
Myślisz, że to dobry pomysł? - nie byłam do końca przekonana.
- Tak.
Myślę, że to jest bardzo dobry pomysł - powiedziała stanowczo Sky. - Mówię ci
dwie, trzy lekcja i będziesz jeździć jak Carolina Kostner.
- Jak
kto? - nie wiedziałam, o kim ona mówi.
-
Włoska łyżwiarka. Oj, dobra nieważne -
Sky uśmiechnęła się do mnie. - Zobaczysz, jazda na łyżwach to czysta
przyjemność.
Wróciłyśmy do pokoju i przegadałyśmy z dziewczynami całą
noc, pomimo to nadal miałam obawy co do tego wyjazdu.
Już
wtedy wiedziałam, że nie skończy się to dla mnie najlepiej. Ten błysk w oczach
Sky mnie trochę przeraził, ale pomyślałam, że nie może być aż tak źle.
- Dobra
Ave, poradzisz sobie ze zdjęciem łyżew? - Sky dziwnie spojrzała na zegarek, wiedziałam
co się kroi.
- Tak.
Sky niech zgadnę Adam? - uśmiechnęłam się, ponieważ wiedziałam, że musieli się
umówić, a ona jest już spóźniona.
- Nie,
dlaczego tylko się pytam czy...
- Oj
daj spokój leć już, poradzę sobie - zauważyłam uśmiech na jej twarzy.
-
Dzięki, Avy i przepraszam, że tak cię zostawiam...
- Dobra
leć, bo się spóźnisz i pozdrów go ode mnie - szczerze uśmiechnęłam się do niej.
-
Dobrze - Sky szybko uporała się z łyżwami , szybciej niż ja. Pomachała mi tylko
i pobiegła do wyjścia. Ja przez dłuższą chwilę próbowałam zdjąć prawą łyżwę,
ale coś się przyblokowało z zapięciem. Nie chciała zejść. Wkurzyłam się i
pięścią przyłożyłam w łyżwę.
- Kurczę,
dzisiaj mam pecha. Najpierw spodnie, teraz to - zła próbowałam ciągnąć z całej
siły.
- Poczekaj,
pomogę ci - poczułam czyjąś rękę na ramieniu. - Nie należy się denerwować,
często się zacinają. Obróciłam się nagle i ujrzałam najprzystojniejszego
chłopka na tej planecie. Bardzo wysoki, na oko około metr dziewięćdziesiąt.
Miał zielone oczy. Jedno przykrywała seksownie opadająca grzywka. Był ubrany w
czerwoną bluzę, która miała logo jakiejś drużyny. Nie byłam pewna jakiej, nie
widziałam takiego nigdy wcześniej. Miał ciemne jeansy i czarne adidasy. W ręce
trzymał swoją parę łyżew, były inne, niż te z wypożyczalni. Na kilka sekund
odebrało mi mowę, jednak po chwili doszłam do siebie.
- Dziękuję,
dzisiaj mam wielkiego pecha - powiedziała, czując, że się czerwienię, ponieważ
przypomniałam sobie o mojej dziurze na samym środku moich spodni.
- Nie
ma sprawy - powiedział, próbując odpiąć moją łyżwę.
-
Widzę, że ty masz lepszy sprzęt - powiedziałam, wskazując lekko głową na jego
łyżwy, które położył koło ławki.
- Nie
lubię tego z wypożyczalni - uśmiechnął się. - Gotowe. Mogłam już uwolnić swoją
nogę z tej okropnej łyżwy.
-
Dziękuję - powiedziałam, wstając z ławki.
- Nie
ma sprawy - powiedział uprzejmie. -Jak masz na imię?
-
Avery, a ty?
-
Stiles - odparł z uśmiechem. - Miło mi.
- Długo
jeździsz na łyżwach? - spytałam.
-
Szczerze mówiąc od małego - podniósł łyżwy z podłogi. - Mój tata mnie uczył,
jak byłem dzieckiem, a ty?
- Tak
naprawdę dzisiaj jest mój pierwszy dzień - powiedziałam, czując iż moje
rumieńce robią się coraz większe. W wieku szesnastu lat nie powinno zaczynać
się jazdy na łyżwach. - Ale niestety nie szło mi najlepiej.
-
Początki zawsze są trudne - uśmiechnął się do mnie naprawdę ciepło. - Jak
chcesz mogę ci pomóc. Mógłbym pokazać ci jak powinno się poruszać.
- To
naprawdę miłe, ale dzisiaj musze już wracać do domu, moja siostra na mnie czeka
- wiedziałam, że będę tego żałowała.
- To
może jutro? - byłam w siódmym niebie, zależało mu.
- Czemu
nie, jutro cały dzień jestem w domu - byłam szczęśliwa jak dziecko. Mój brzuch
skręcał się z podniecenia na samą myśl o tym.
-
Pasuje ci około czternastej?
- Tak,
jak najbardziej - nie mogłam już kryć mojej radości, uśmiech nie schodził mi z
twarzy.
- Dasz
mi swój numer telefonu, abym, w razie czego, mógł się z tobą skontaktować?
-
Oczywiście - Stiles wyciągnął swój telefon z kieszeni i wstukał ciąg cyfr.
- Ok,
zapisałem. To do zobaczenia jutro, Avery - uśmiechnął się do mnie i poszedł w
stronę lodowiska.
Stałam
jeszcze przez kilka sekund, nie mogąc uwierzyć, co się przed chwilą wydarzyło.
Najprzystojniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam wziął ode mnie numer
telefonu i jutro będzie mnie uczył jeździć na łyżwach!
Wyszłam
z centrum i poszłam prosto na przystanek autobusowy. Przez całą drogę do domu zastanawiałam
się czy to nie były halucynacje po moim upadku na lodzie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)