piątek, 6 listopada 2015

Rozdział IX

        - Avery, słonko obudź się - bardzo znajomy głos. Myślałam, że to kolejny dziwny sen, kolejna dziwna wizja, ale głos był bardzo realistyczny.
- Słoneczko - głos był bardzo przyjazny, a ja nie miałam wątpliwości do kogo należy. Zmusiłam się, żeby otworzyć oczy. Leżałam na szpitalnym łóżku, przypięta masą kabli do jakiś dziwnych urządzeń stojących obok. Na krzesełku znajdującym się tuż koło mnie siedziała postać z rudymi, kręconymi włosami. Musiałam chyba po raz kolejny odpłynąć na dłuższy czas. 
  - Babcia - wydobyłam z siebie cichy dźwięk, uśmiechając się. Nie wiedziałam, co ona tu robi. Czy to kolejne, bardzo realistyczne urojenie?
- Słoneczko, jak dobrze, że jesteś cała.
  - Babciu, co ty tu robisz? - zapytałam lekko zdezorientowana. 
  - Twoja mama do mnie zadzwoniła i powiedziała co się stało. Natychmiast wsiadłam w samochód i przyjechałam.  Jak się czujesz?  
- Chyba dobrze - nie byłam pewna, czy to prawda. Nie czułam bólu, takiego jak przedtem, leki przeciwbólowe musiały zacząć działać. Jednak pomimo tego wiedziałam, że coś jest nie tak. 
Babcia uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała mnie po głowie. Lubiłam to, czułam się wtedy bezpieczna.  Gdy byłam mała, spędzałam z nią każde wakacje. Robiłyśmy razem wiele ciekawych rzeczy, o których nigdy nie zapomnę. Jednak, gdy było mi smuto i tęskniłam za rodzicami babci brała mnie na kolana, przytulała do siebie i głaskała po głowie. 
- O widzę, że już się obudziłaś - powiedział mężczyzna, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Ubrany w biały kitel wszedł do sali, a za nim pielęgniarka, niosąca tackę z jakimiś lekami i kroplówkami. - Jak się czujesz? Napędziłaś nam niezłego stracha. Na szczęście już sytuacja opanowana. 
- Mam chyba lekkie Déjà vu - zaśmiałam się - raz już się obudziłam i mówili mi, że były momenty grozy, ale już jest w porządku i znowu odleciałam na dłuższy czas.
- Miałaś krwotok wewnętrzny, ale szybka interwencja moich kolegów była na wagę złota. Już teraz powinno być wszystko w porządku, bez żadnych komplikacji.
- Panie doktorze, czy mamy zwiększyć dawkę leków przeciwbólowych? - zapytała pielęgniarka, która stała przy mojej kroplówce.
- Boli cię jeszcze? - lekarz spytał mnie zaglądając w moją kartę.
- Nie, już jest znośnie - powiedziałam uśmiechając się do niego.
- To zostawiamy jak jest - powiedział odkładając moją kartę na miejsce - zajrzę do ciebie później, ale jak by coś się działo tutaj masz czerwony przycisk, naciskając go zawołasz pielęgniarkę.
- Dobrze, dziękuję - odpowiedziałam, a lekarz wraz z pielęgniarką opuścili salę.
- Babciu są tu gdzieś rodzice? - zapytałam.
- Zaraz powinni tu być - babcia powiedziała, poprawiając mi poduszkę - pojechali do domu się przebrać. Siedzieli tu przez całą noc, kazałam im jechać do domu chwilę odpocząć. 
Pokiwałam głową bo wiedziałam, że rodzice byli już po prostu zmęczeni.  Byłam im wdzięczna, że poświęcają mi tyle czasu i martwią się o mnie.
      Dopiero w tej chwili zauważyłam wielkiego miśka po drugiej stronie sali. Nie było go tu wcześniej, ale miałam podejrzenie skąd się wziął.
- Babciu, czy był tu ktoś u mnie wcześniej? - zapytałam.
- Tak, był jakiś miły młodzieniec i twoje koleżanki. Posiedziały trochę i powiedziały, że jeszcze dzisiaj wpadną. A tak swoją drogą ten kawaler, który się tak o ciebie troszczył jest bardzo przystojny. Skąd go wytrząsnęłaś?
- Babciu... - babcia każdego mojego znajomego traktowała jak mojego potencjalnego męża. -To jest tylko kolega, poznaliśmy się przez pizze. - Wiedziałam, że babcia nie bardzo wie o co chodzi, ale nie miałam siły wyjaśniać.
- Tak, tak Avery, kolega - babcia zaczęłam się śmiać, a ja czułam, że moje policzki powoli zaczynały płonąć - bardzo troskliwy kolega. Zostawił to dla ciebie. - Babcia podała mi z szafki, stojącej przy łóżku, książkę.
Nie byłam pewna, po co Lukas zostawił dla mnie książkę. Ja byłam nieprzytomna, a on martwił się, żebym się nie nudziła. Jednak tytuł mnie zaciekawił - "Tylko nieliczni widzą więcej". Nie słyszałam o niej nigdy wcześniej i pierwszy raz widziałam książkę, na której nie było napisanego autora. Aczkolwiek okładka najbardziej przyciągnęła moją uwagę. Nie było na niej nic szczególnego, jedynie białe, ptasie piórko na niebieskim tle. Jednak gdzieś już takie widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. 
Chciałam od razu zacząć czytać, ale wiedziałam, że babcia nie da mi się od tak oddać lekturze. Widziałam, że chce jeszcze ze mną porozmawiać i upewnić się czy wszystko jest w porządku.
Po kilkunastu szczegółowych pytaniach o moich przyjaciół i kilku historyjkach o babci sąsiadkach zostałam sama w sali. Babcia poszła po coś do picia. I miałam chwilę tylko dla siebie. Od razu po zamknięciu przez babcię drzwi, zabrałam się za czytanie.
Od samego początku w tej książce było coś dziwnego. Niestety nie było mi dane przeczytać nawet pierwszej strony, ponieważ do sali wszedł mój obiad. Pani podała mi talerz czegoś, co przypominało zupę. Pomimo iż byłam naprawę głodna, nie miałam ochoty tego jeść. Wyglądało to okropnie, a pachniało jeszcze gorzej. Od kilku dni nie jadłam niczego porządnego, a mój żołądek domagał się czegoś nadającego się do przełknięcia, jednak wiedziałam, że jeżeli poleżę tu jeszcze kilka dni to nie mam na co liczyć.  
Gdy próbowałam się zmusić do zjedzenia chociaż troszeczkę tego co miałam przed sobą w talerzu, na szczęście ktoś wszedł do sali. 
-Kochana, jak się czujesz? - od progu Nora zadała mi to pytanie. 
Dziewczyny weszły do sali i prawie chórem się ze mną przywitały.  Z ulgą odstawiłam talerz na stolik, koło łóżka.
Nie widziałam dziewczyn  od czasu imprezy. Tak, czyli od... 
Nie do końca wiedziałam ile dni temu to było. Straciłam całkowicie poczucie czasu. Odpływanie na całe dnie nie wpływa dobrze na rozeznanie w czasie.
- Matko, czym cię tu karmią? - zapytała Skyler wyrywając mnie z moich rozmyśleń. - Nie przejmuj się, mamy ciasteczka - Sky pomachała mi pudełkiem pełnym czekoladowych pyszności przed oczami.
    - Czytacie mi chyba w myślach - powiedziałam i od razu wzięłam jedno bez zastanowienia. Mój organizm domagał się jedzenia, a nie czegoś co wyglądało jak pomyje. 
- A jak z tobą? Jak się czujesz? - Ruby powtórzyła pytanie Nory - wyglądasz koszmarnie.
  - Ruby, no co ty - Judite szturchnęła ją lekko w ramie - miałyśmy jej nie dobijać. Zapomniałaś?
- Czym miałyście mnie nie dobijać? Czuję się chyba całkiem dobrze - odpowiedziałam przełykając kawałek pysznego smakołyku. - Na pewno trochę lepiej niż zapewne wyglądam - zaśmiałam się.
- Nie, niczym nie miałyśmy cię dobijać, świetnie wyglądasz - Judite posłała mi promienny uśmiech, ale ja i tak wiedziałam, że coś przede mną ukrywają. 
- A co u was? Co w szkole? - chciałam lekko zmienić temat, bo wiedziałam, że i tak mi nic nie powiedzą. Ale prędzej czy później dowiem się o co chodzi. I czy ja naprawdę wyglądałam koszmarnie? Co prawda nie widziałam lustra od dłuższego czasu, ale chyba nie może być tak źle, prawda?
Wcześniej o tym nie pomyślałam, ale przecież nie było jeszcze ferii, a zajęcia w szkole normalnie się odbywały. Nagle uświadomiłam sobie ile będę mieć zaległości i materiału do nadrobienia. Nigdy nie opuściłam więcej niż jednego, góra dwóch dni. A teraz? Nawet nie wiem ile tu leżę.
    - W szkole nic ciekawego - odpowiedziała Abby - bez ciebie jest strasznie nudno. 
- A co u chłopaków? - spytałam.
- Wszystko dobrze, Issac i Colin wpadną do ciebie dzisiaj po południu. Ostatnio narobiłaś nam niezłego stracha. Byliśmy u ciebie, ale twoja mama powiedziała, że jesteś w bardzo złym stanie i właśnie cie reanimują. Naprawdę się o ciebie bałyśmy - powiedziała Judite, a ja widziała, że ma szklane oczy. Nie chciałam, żeby przeze mnie płakała, ale byłam po prostu szczęśliwa, że kogoś obchodzę i nie jestem im obojętna. Wszystkie wydawały się bardzo przejęte moim stanem.
- Pamiętasz coś z wypadku? - zapytała Ruby, która przerwała chwilę ciszy.
- Na początku po obudzeniu się w tej sali, nie wiedziałam w ogóle gdzie jestem i co ja tu robię, ale powoli wrócił do mnie cały ten obraz, niestety z najmniejszymi szczegółami. 
- Ruby, miałyśmy jej nie naciskać - powiedziała nerwowo Sky.
  - Spokojnie, Ruby chciała wiedzieć tylko co się stało - powiedziałam łagodnie. - Pamiętam jak wyszłam od ciebie Nora i wsiadłam z Lukasem i Madison do samochodu. Jechaliśmy i nagle Lukas stracił panowanie nad kierownicą, wpadliśmy w poślizg. Miałam największego pecha, ponieważ wjechaliśmy na sąsiedni pas, a w naszym kierunku jechał samochód. Uderzył w nas, od strony pasażera, gdzie siedziałam i dlatego leże tutaj jak wrak człowieka w opłakanym stanie. 
- Jeju - Abby przyłożyła rękę do ust, a po jej policzku popłynęła pojedyncza łza.
Wiedziała, że to nie jest cała prawda, ponieważ pominęłam jeden, ale chyba najważniejszy szczegół. To ja miałam jakieś urojenie i na środku jezdni zobaczyłam Stilesa i to ja szarpnęłam kierownicę, to przeze mnie wpadliśmy w ten poślizg. Z jednej strony byłam wdzięczna, że to ja tu leże, a nie Lukas czy Madi. Tego bym sobie nie wybaczyła. Nie chciałam mówić dziewczynom o prawdziwej przyczynie wypadku. Wiedziałam, że uznają mnie za wariatkę. Kto normalny ma halucynacje.
Dziewczyny były bardzo poruszone moimi wyjaśnieniami o tamtym dniu. Przez dłuższą chwilę żadna z nich nie zabrała głosu, a w ich oczach było widać współczucie i troskę. 
     - Czy to wy przyniosłyście tego prześlicznego, wielkiego misia? - zapytałam, żeby przerwać ciszę. Wskazałam ręką na pluszaka po drugiej stronie sali.
- To nie od nas, ale chyba wiem od kogo - powiedziała Nora. - Wydaje mi się, że to od twojego wielbiciela.
- Wielbiciela? - nie wiedziałam o kogo jej chodzi. Ja mam jakiegoś wielbiciela?
- Jej chodzi o Lukasa - powiedziała Judite. - Bardzo często tu wpadał do ciebie. 
Mimowolnie się uśmiechnęłam, gdy przed oczami zobaczyłam obraz Lukasa wnoszącego tu tak wielkiego misia. Jednak nie widziałam, dlaczego zostawia mi tyle drobiazgów - miś, książka. Czy czuje się winny, że tu leże? Ale przecież to była moja wina i to ja powinnam go przepraszać, że przeze mnie jego samochód nadawał się pewnie do kasacji i to przeze mnie miał niewielkie, ale jednak obrażenia na ciele. 
  - Zabujał się po uszy chłopaczyna - zaśmiała się Abby. 
- Zabujał?- zapytałam z niedowierzaniem. - Sądzicie, że Lukas mnie lubi?
  - Lubi to mało powiedziane - dodała Ruby. 
Uśmiechnęłam się, wiedziałam wcześniej, że mogę podobać się Lukasowi, ale gdy ktoś przyglądający się z bliska sytuacji to przyzna, to człowiek od razu się lepiej czuje. 
Dziewczyny posiedziały jeszcze jakieś dobre dwie godziny. Zapomniałam nawet, że babcia obiecała, że zaraz wróci. Jednak chyba wiedziała, że dziewczyny u mnie siedzą i nie chciała nam przeszkadzać. Dowiedziałam się od nich najgorętszych plotek tygodni, oraz największego newsa -  Judite i Ruby przeszły eliminacje do szkolnej drużyny  cheerleaderek. Wiedziałam, że zawsze chciały do nich dołączyć, jednak mnie nie ciągnęło do tego zajęcia. Cieszyłam się razem z nim, że im się udało.
Dziewczyny pożegnały się ze mną i obiecały, że wpadną do mnie następnego dnia. Powiedziałam Skyler, że ciasteczka były pyszne i nie obrażę się, gdy jutro przyniosą drugą porcję. Sky zapewniła mnie, że przynieście całe pudełko.
Zostałam sama w sali, jednak czułam, że moje powieki same się zamykają. Rozmowa z dziewczynami nie była może bardzo męczącym zajęciem, ale mój organizm po wypadku domagał się snu w zdecydowanej części dnia. Winą też mogły być różne leki, które dostawałam w ilościach hurtowych od pielęgniarek. Sama nie widziałam już od czego są, ale jak kazali to brałam. Nie miałam w tej kwestii za wiele do powiedzenia. 
     Poprawiłam sobie lekko poduszkę i rozmyślając o tym co dziewczyny powiedziały o mnie i Lukasie powoli czułam, że odpływam w głęboki sen.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział VIII

                Przeszywające zimo i dziwnie oślepiające światło. Nie do końca wiedziałam co się dzieje, ale byłam na wielkiej polanie. Polanie, na której często bywałam z dziadkami w dzieciństwie. W oddali widziałam kilka szczytów górskich, na które zawsze chciałam się wspiąć. Tuż koło mnie była woda, nie byłam pewna, czy jest to rzeka, czy tylko jezioro, ponieważ było w niej coś dziwnego. Woda stykała się na horyzoncie z błękitnym niebem, zacierając granice między sobą, co dawało złudzenie, jakby była to jedna, wielka lazurowa plama, bez żadnych linii podziału. Nade mną było piękne słońce, którego rozgrzane promienie odbijały się w wodzie. Pomimo to miałam gęsią skórkę i nie wiedziałam, dlaczego jest w sukni balowej, której wcześniej nie widziałam na oczy. Wszystko było za lekką mgłą, jakby to był sen.
                Byłam zdezorientowana co ja tu robię i dlaczego tutaj jestem, właściwie to gdzie ja jestem? To miejsce było jakby znajome, ale z drugiej strony całkiem obce. Jedyne co pamiętam to, gdy wsiadaliśmy do samochodu Lukasa. Dlaczego u licha nagle znalazłam się na jakieś opuszczonej polanie? I dlaczego tu jest tak strasznie zimno?
                Zaczęłam się rozglądać, ale nagle tuż przede mną, znikąd wyrosła postać. W pierwszej chwili się przestraszyłam, ponieważ ta osoba nie miała twarzy. Zamiast niej była jedna, wielka, czarna, rozmyta plama. Chciałam krzyknąć, ale mój głos ugrzązł mi w gardle i nie byłam wstanie wypowiedzieć, ani wykrzyczeć żadnego słowa.
                Wszystko powoli traciło swój sens. Nie żeby od początku go miał, ale to wszystko było coraz dziwniejsze. Byłam przekonana, że to jakiś pokręcony sen, ale nie pamiętam, żebym się kładła. Nie pamiętam niczego. Czułam się jak w ukrytej kamerze, nie miałam tylko pojęcia, jak ja się tu znalazłam?
                Z każdą sekundą oblicze postaci przede mną, stawało się coraz bardziej wyraźne. Z czarnej plamy wyłoniły się rysy ludzkiej twarzy.
                Stałam jak sparaliżowana, nie mogąc się ruszyć, gdy nagle rozpoznałam postać. Wiedziałam, że to jest to jedno z marzeń sennych, które wygląda bardzo realistycznie. Miałam przed sobą Stilesa, który parzył na mnie swoimi, wielkimi brązowymi oczami. Wyglądał tak, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale uporczywie milczał.
                - Gdzie jesteśmy? - z trudem zadałam to pytanie. Miałam ich więcej, ale tylko to byłam wstanie wypowiedzieć na głos.
                Niestety Stiles pokręcił przecząco głową i nie miał chyba zamiaru mi odpowiadać. Po chwili wyciągnął do mnie rękę i chciał chyba, żebym poszła za nim. Jednak z każdym jego krokiem rozpływał się jak mgła. Patrzyłam jak po paru sekundach zastała już tylko szara smuga.
                Zaczęłam się rozglądać dookoła, ale piękna polana zmieniła się w zgliszcza, jakby po niej przeszedł wielki ogień. Czysta woda z jeziora zamieniła się w czarne, śmierdzące bagno.
                Ten dziwny sen zaczął zamieniać się w przerażający koszmar, z którego nie wiedziałam, jak mam się wydostać.
                Zaczęłam biec, co sił w nogach. Nie byłam pewna przed czym uciekam, ale gdy tylko odzyskałam czucie w nogach, musiałam coś z tym zrobić. Mój wewnętrzny głos podpowiadał mi, że to jest najrozsądniejsza rzecz w tej chwili.
                Nie zauważyłam, gdy nagle wbiegłam do ciemnego lasu, który wyglądał przerażająco. Wszędzie były bardzo wysokie drzewa, które nie przepuszczały promieni słonecznych. W oddali było słychać pukanie dzięcioła i odgłosy dzikiego zwierzęcia za krzakami. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ale nagle potknęłam się o konar wystający z gleby. Runęłam na ziemie jak długa. Nie mogłam się podnieść, a coś czyhało niedaleko mnie. Czułam na sobie parę oczu przyglądającą mi się z krzaków. Byłam przygotowana na najgorsze. Zasłoniłam rękami głowę i czekałam na atak. Jednak ku mojemu zaskoczeniu z krzaków zamiast wielkiego, dzikiego zwierzęcia wyszedł mały, biały ptak.
                Całkowicie zbita z tropu z wielkim trudem podniosłam się z ziemi. Ptak nie ruszał się, był cały czas w jednym miejscu. Nie wiedziałam co mam zrobić, ani czego mam się spodziewać. Najmądrzejszym pomysłem byłoby uciekać  stamtąd jak najdalej, ponieważ w tych krzakach może czaić się coś więcej niż tylko mały, przeuroczy ptaszek, ale nie mogłam. Coś ciągnęło mnie w jego stronę. Chciałam go tylko podnieść i pogłaskać, jednak gdy zrobiłam krok w jego stronę on przestraszył się i odleciał. Zostało po nim tylko piórko. Zwyczajne białe pióro, ale miałam nieodparte wrażenie, że jest w nim coś wyjątkowego i na pewno gdzieś już widziałam identyczne, tylko nie mogłam przypomnieć sobie gdzie.
                Nagle poczułam ogromny ból przeszywający całe moje ciało. Nie wiedziałam co się dzieje, ale chciałam, żeby to się skończyło jak najszybciej. Nie byłam w stanie utrzymać się na nogach. Chciałam krzyknąć, żeby ktoś mi pomógł, ale mój głos zawiódł mnie ponownie. Poza tym na tej polanie nie było żywej duszy i krzyczenie było bezcelowe.
               
                - Avery, słyszysz mnie? - głos dobiegał do mnie z daleka, z bardzo daleka. Nie miałam siły podnieść powiek, żeby zobaczyć skąd dobiega ten dźwięk. Musiałam stracić na chwilę przytomność, ale ból nie ustępował.
                - Avery, słyszysz mnie? - głos powtórzył pytanie, tylko znacznie głośniej. Mój ból głowy nasilał się z każdą sekundą, a wiedziałam, że głos nie da za wygraną. Przezwyciężając ból lekko pokiwałam głową. Ostatkiem sił starałam się otworzyć oczy. Przy drugiej próbie udało mi się, jednak nie trwało to zbyt długo. Światła w pomieszczeniu, w którym się znalazłam oślepiły mnie i zmusiły do ponownego zamknięcia powiek.
                - Chyba otworzyła oczy! - ktoś powiedział z wielkim entuzjazmem. Głos był znajomy, ale niestety nie byłam w stanie stwierdzić do kogo należy.
                Ponowiłam próbę podniesienia niewiarygodnie ciężkich powiek, tym razem z większym skutkiem. Światło za drugim razem nie zaskoczyło mnie tak bardzo i moje oczy powoli się do niego przyzwyczajały. Gdy z konturów, które ujrzałam za pierwszym razem zaczęły wyłaniać się postacie przypominające ludzi. Zauważyłam mężczyznę w białym kitlu i kilka kobiet w białych strojach. Wszyscy krążyli wokół łóżka, na którym leżałam. Próbowałam sobie przypomnieć jak ja się tu znalazłam i co się ze mną działo, ale bez rezultatów.
                - Avery? Jesteś w szpitalu, już wszystko w porządku - lekarz, który stał nade mną zaczął mi świecić latarką po oczach.
                - Odruchy prawidłowe - powiedział w stronę pielęgniarki, a ta zapisała coś na kartce - możecie poprosić rodzinę.
                Lekko obróciłam głowę w kierunku drzwi, którymi wyszła jedna z pielęgniarek, a za nią lekarz jednak ból był zbyt duży i wróciłam do pierwotnej pozycji.
                - Spokojnie, nie rób gwałtownych ruchów - pielęgniarka poprawiła mi poduszkę.
                - Avery! Jak się czujesz? - poznałam ten głos - mama
                - Dobrze - pokiwałam lekko głową i chciałam się podnieść na łokciach, żeby pokazać, że wszystko jest ze mną w porządku, ale niestety przeceniłam moje możliwości. Skrzywiłam się z bólu, który przeszył całe moje ciało.
                - Prosiłam, żadnych gwałtownych ruchów - pielęgniarka przeszyła mnie wzrokiem i podeszła do kroplówki, stojącej przy łóżku - podam ci leki przeciwbólowe, powinny zaraz pomóc.
                - Dziękuję - wybełkotałam, ponieważ nie miałam siły nawet wypowiedzieć kilku słów.
                - Dzięki Bogu, Avery już wszystko w porządku - głos mamy był bardzo zatroskany. Na jej twarzy malowało się zmęczenie.
                Wiedziałam już, że znajduję się w szpitalu, ale dlaczego? Co się stało? Mam jedną wielką czarną dziurę, pamiętam, że byliśmy w domu Nory, a teraz jestem tutaj.
                - Co się stało? - spytałam ostatkiem sił mamy, a w tym momencie do sali wszedł tata.
                - Miałaś wypadek samochodowy kochanie - mama powiedziała z przejęciem.
                - Pamiętasz co się wydarzyło? - zapytał tata.
                Pokręciłam przecząco głową. Wypadek samochodowy? Ale jak, przecież ja nie mam prawa jazdy ani nawet samochodu. Miałam wrócić od Nory autobusem, ale zaraz, miałam wrócić z kimś. Ale z kim? Czarna dziura, nic nie pamiętam.
                - Ave, wszystko ok? - zapytał tata.
                Chciałam już pokiwać głową, gdy nagle przypomniałam sobie - Madison. Ona była ze mną. Ciśnienie mi gwałtownie podskoczyło i od razu chciałam wiedzieć co się z nią stało.
                - Madi... - powiedziałam, prawie bezgłośnie.
                - Spokojnie Ave, z Madison jest wszystko w porządku, ma tylko złamaną rękę. Już założyli jej gips. Przyjdzie do ciebie niedługo, kazałam jej iść do domu odpocząć, ponieważ siedziała przy tobie całą noc.
                - Całą noc? Jaki dzisiaj jest dzień? - zapytałam lekko zdezorientowana.
                - Poniedziałek kochanie - mama powiedziała łagodnie i pogłaskała mnie po głowie.
                - Ale jak to? - impreza u Nory skończyła się w niedziele nad ranem, to co ja robiłam przez resztę dnia? Co się ze mną działo?
                - Wczoraj z rana przywieźli cię tutaj, miałaś krwotok wewnętrzny i musieli cię operować.
                - Operować? - zapytałam i lekko syknęłam z bólu próbując podeprzeć się na łokciach.
                - Tak, ale już wszystko w porządku, były małe momenty grozy, ale teraz wszystko już jest w normie.
                - Jakie momenty grozy? - zapytałam z lekkim przerażeniem.
                - Twoje serce przestało bić na trzy minuty, byłaś w stanie tak zwanej śmierci klinicznej.
                Mama mówiła coś jeszcze, ale nie bardzo docierały do mnie jej słowa. Zaczęłam się zastanawiać nad tym co mi powiedziała - śmierć kliniczna. Kiedyś o tym słyszałam zanikają wszystkie widoczne oznaki życia organizmu między innymi bicie serca, akcja oddechowa, czy krążenie krwi.
                To znaczy, że przez trzy minuty byłam martwa. Było to dziwne uczucia, próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek z przed, po jak i z samego wypadku. Jak na razie udało mi się dojść do tego, że jechałam z Madi samochodem, ale kto kierował? Na pewno, ani nie ja, ani ona, więc kto?
                - Avery słyszysz mnie? - mama wyrwała mnie z zamyślenia. Nie wiedziałam, o czym mówiła. Pokiwałam głową na znak, że słyszę.
                - Dajmy jej trochę odpocząć - tata położył rękę na plecach mamy - miała za sobą dużo ciężkich wrażeń.
                - Dobrze - mama powiedziała w kierunku taty z wyraźnym zmęczeniem na twarzy. Musiała tu siedzieć całą noc.
                 - Ktoś chce cię widzieć - tata powiedział otwierając drzwi.
                Lukas.
                Wszystko po woli do mnie wracało. To on kierował, jechaliśmy jego samochodem. Chciał nas odwieźć do domu.
                - Avery - Lukas wszedł do sali zamykając za rodzicami drzwi - jak się czujesz?
                - Już trochę lepiej - powiedziałam tylko lekko naginając prawdę - a co z tobą? Nic ci się nie stało?
                - Nie, tylko kilka siniaków - powiedział uśmiechając się do mnie.
                Byłam szczęśliwa, że ani Lukasowi, ani Madison nic się nie stało. Jednak zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że im prawie nic nie jest, a ja przez trzy minuty byłam martwa. I jak w ogóle doszło do wypadku?
                - Pamiętasz co się stało? - Lukas zadał mi pytanie, które już kilkakrotnie słyszałam i na pewno jeszcze nie raz usłyszę.
                - Pamiętam, że miałeś nas odwieźć do domu, a teraz jestem tutaj.
                - Nie pamiętasz jak szarpnęłaś kierownicą i wpadliśmy w poślizg?
                - Co? - nie wiedziałam o czym on mówi, przecież to niemożliwe.
                - Krzyknęłaś uważaj i szarpnęłaś kierownicą, później straciłem panowanie nad nią. Skręciliśmy na przeciwny pas, na którym jechał samochód. Uderzył w nas.
                - Ale to nie możliwe, po co miałam szarpać kierownicą? - nie mogłam sobie niczego przypomnieć, a jego wersja była bardzo dziwna.
                - Próbowałem wydostać cię z samochodu, ale cały czas powtarzałaś jedno imię...
                - Stiles - dokończyłam za niego.
                Wszystko stanęło mi przed oczami, jak bym była na filmie w kinie. Siedzę w samochodzie, Lukas obok, prowadzi, muzyka leci z radia. Nagle na drodze stanął on. Pojawił się znikąd. Stiles. Nie chciałam w niego wjechać , szarpnęłam kierownicą, żeby go ominąć. Jednak nawierzchnia była bardzo śliska i Lukas stracił panowanie nad kierownicą. Później już tylko huk i przeszywający całe ciało ból.
                - Pamiętam - powiedziałam cicho.
                Lukas coś powiedział, ale znowu moje myśli uciekły i nie dały mi się skupić na słowach.  Zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że moje dziwne urojenia doprowadziły mnie do takiego stanu. Leżę w szpitalu, cała poobijana i obolała, Powinnam komuś powiedzieć, może zgłosić się do specjalisty. Halucynacje nie są normalną rzeczą.
                - Ave? - Lukas zapytał z troską, a ja znowu nie miałam pojęcia o czym on mówił. Za dużo dzisiaj odlatywałam.
                - Tak? - spytałam.
                - Wszystko ok? - popatrzył na mnie jak bym była z kosmosu. Coś musiało być nie tak. Maszyna stojąca przy moim łóżku zaczęła piszczeć .
                - Tak - powiedziałam, ale poczułam coś dziwnego. Zrobiło mi się strasznie zimo i czułam jakbym nagle traciła przytomność - jednak chyba nie. Zawołaj pielęgniarkę.
                Lukas wybiegł z sali, a ja nie wiedziałam co się dzieje.  Sala była coraz dalej, a maszyna była coraz głośniejsza.


                Znowu odpływam. 

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział VII

        - Dziewczyny, wyłączcie ten telefon! - krzyknął zdecydowanie zaspanym głosem Colin. Poderwałam się nagle, nie wiedząc gdzie jestem i co się dzieje.  Dopiero po chwili dotarło do mnie, że jestem u Nory, a mój telefon dzwoni na cały dom.
                - Sorki, już wyłączam - wygramoliłam się z łóżka i wyciszyłam telefon.
                - Dzięki - powiedział znacznie spokojniejszym tonem uśmiechając się do mnie, zdecydowanie jeszcze nieprzytomny i zamknął drzwi.
                Spojrzałam na zegarek, była dopiero siódma rano. Madison leżała z poduszką na głowie, Sky i Abby skulone pod kocem. Judite zwinięta w kokon po drugiej stronie łóżka, a Nora musiała się chyba obrazić na pościel, ponieważ jej poduszka, jak i kołdra leżały na ziemi. Zaczęłam się przez chwilę zastanawiać, gdzie rodzice Nory zamówili takie wielkie łóżko, które z pewnością było robione na zamówienie.
                Nie byłam pewna czy chce mi się jeszcze spać. Byłam bardzo spragniona, nie chcąc zbudzić dziewczyn wyszłam po cichu z pokoju, jednak jeżeli nie obudził ich mój telefon, to raczej nawet stado słoni nie byłoby w stanie ich poderwać o tak wczesnej porze w niedziele.
                Schodząc po schodach, usłyszałam jakieś dźwięki dobiegające z kuchni. Nie byłam pewna co mam zrobić, mądrzejszym rozwiązaniem byłoby obudzić chłopaków i zejść z nimi, ale moja ciekawość wzięła górę. Zeszłam lekko się skradając, ciągle mając nadzieję, że to tylko kot Nory - Puszek. Większość czasu spędza na dworze, ale wiem, że czasami mama Nory wpuszcza go do środka.
                - Nie śpisz już? - zapytał znienacka Lukas, a ja podskoczyłam do góry ze strachu.
 Stał przy kuchence i zalewał sobie herbatę.  Na blacie leżało zaczęte opakowanie ciasteczek.
                - Matko, jak ty mnie przestraszyłeś - powiedziałam siadając przy barku na przeciwko niego - myślałam, że to złodziej, albo kot.
                Z dwojga złego nie wiem chyba wybrałabym złodzieja. Strasznie boję się zwierząt, a w szczególności kotów.
                - Nie, to tylko ja - zaśmiał się - chcesz herbaty? Mam nadzieję, że Nora się nie obrazi, że przeszukałem pół kuchni w poszukiwaniu szklanki i herbaty.
                - Tak, poproszę - powiedziałam uśmiechając się - nie przejmuj się, Nora zawsze chce, żeby jej goście czuli się jak u siebie.
                - To dobrze - powiedział wyjmując drugą szklankę i wyłączając czajnik, który zaczął wyć w niebogłosy.
                Lukas zalał herbatę i podał mi pudełko ciasteczek.
                - Może się skusisz - powiedział wyciągając pudełko do mnie - znalazłem koło herbaty. Na szczęście było chyba z pięć opakowań i Nora może się nie zorientuję, że jednego brakuje.
                - Nie dziękuję, chyba po wczorajszym wieczorze mam dosyć ciasteczek - zaśmiałam się, pomimo, iż wiedziałam , że Lukas nie ma pojęcia co się wczoraj stało.
                - Ok, będzie kilka sztuk więcej dla mnie - odparł biorąc jedno ciasteczko do buzi.
                - Cierpisz na bezsenność? - spytałam wsypując drugą łyżeczkę cukru do szklanki.
                - Mógłbym zapytać o to samo - zaśmiał się biorąc łyk herbaty - nie, a tak na poważnie to nie lubię wylegiwać się w łóżku, zawsze wstaję około szóstej.
                - Nawet w weekendy? - spytałam z lekkim niedowierzaniem.
                - Tak, zawsze jest dużo rzeczy w domu do zrobienia.
                - Szczerze to chyba jeszcze nie spotkałam osoby, które nie lubi spać i się wylegiwać w łóżku w weekendy i czasie wolnym.
                - A ty dzisiaj dlaczego jesteś takim rannym ptaszkiem? - spytał zjadając drugie ciasteczko.
                - Niechcący musiałam włączyć wczoraj budzik w telefonie, a później chciałam się czegoś napić - powiedziałam biorąc spory łyk ciepłego napoju. - A jak ci się podobało ognisko w środku zimy o dwunastej w nocy?
                - Powiem ci, że nie sądziłem, że ktoś wpadnie na takie coś, ale podobało mi się.
                - Takie zwariowane rzeczy tylko u nas - powiedziałam.
                Dopiero teraz zorientowałam się, że Lukas ma na sobie swoją koszulkę i już jest całkowicie sucha. Zrobiło mi się głupio, gdy przypomniałam sobie jak wczoraj wylałam na niego cały wazon z wodą. Jest ze mną coraz gorzej. Halucynacje stają się coraz bardziej realne i nie umiem nad nimi panować.
                - Lukas chciałam cię jeszcze raz przeprosić za wczoraj - powiedziałam, czując jak moje policzki robią się czerwone.
                - Avery, nie ma sprawy - powiedział uśmiechając się do mnie serdecznie - przydał mi się zimny prysznic. Szkoda, że biedne kwiatki musiały się poświęcić.
                Lukas zaczął się śmiać, a ja nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam do niego.
                - A tak zmieniając trochę temat, mogę prosić cię o pomoc?
                - Pewnie, o co chodzi? - spytałam odstawiając szklankę do zlewu.
                - Jutro jest mój pierwszy dzień w Snowbridge Hills High School.
                - Będziesz chodził do naszej szkoły? - zapytałam lekko zdziwiona, ale nie zastanawiałam się wcześniej, gdzie się uczy. Jak dotąd niewiele wiedziałam o tym chłopaku.
                - Tak, zwolniło się jedno miejsce i przyjęli moje podanie - powiedział wstając i odstawiając naczynia do zlewu.
                - Gdzie się wcześniej uczyłeś? - byłam ciekawa, ponieważ od dwóch miesięcy mieszka już w naszym mieście, a dopiero teraz przenosi się do nas.
                - Uczyłem się w domu,  mama nigdy nie chciała, żebym uczył się w szkole.
                - Naprawdę? - byłam zdziwiona, ponieważ nie słyszałam jeszcze o kimś, kto przez całe życie uczył się w domu i nigdy nie był w szkole.
                - Tak, wiem, że to trochę dziwne, ale mama bała się o mnie i uważała, że więcej nauczę się w domu.
                - Dlaczego zmieniła zdanie?
                - Nie zmieniła, ale ja się uparłem, że ostatnie półtora roku chcę chodzić do prawdziwej szkoły, chcę mieć znajomych, z którymi będę mógł wyjść na imprezę. Miałem dość nauki w domu.
                - Trochę ci się nie dziwię, ja bym chyba tak nie mogła. Za dużo się dzieje w szkole, żeby po prostu siedzieć w domu - zaczęłam zmywać naczynia, żeby nie zostawić po sobie żadnego śladu. - Dlaczego wybrałeś akurat Snowbridge Hills High School?
                - Jest niedaleko mojego nowego domu, a po za tym ma całkiem dobre opinie. Cieszyłem się jak przyjęli moje papiery w ciągu roku szkolnego.
                - Z własnego doświadczenia mogę ci powiedzieć, że szkoła jest naprawdę dobra i jest wielu miłych nauczycieli. Z przyjemnością cię jutro po niej oprowadzę - powiedziałam, uśmiechając się do niego przyjaźnie wycierając ręce i zakręcając wodę.
                Lukas zebrał okruszki, które zostawiliśmy na blacie i schował ciasteczka na miejsce.
                - Budzimy resztę? - spytał, a ja spojrzałam na zegarek. Była ósma piętnaście, ale nie chciałam budzić jeszcze dziewczyn, przyda im się trochę snu, szczególnie po tym jak wczoraj zabalowały.
                - Dajmy im jeszcze trochę czasu. I tak będą nie do życia. Może obejrzymy jakiś film czy coś? - spytałam, nie chcąc się mu jakoś narzucać, ale nic lepszego nie wpadło mi do głowy niż telewizja.
                - Czemu nie i tak reszta sama prędko nie wstanie.
                Przeszliśmy do salonu, w którym wisiał duży telewizor, a pod ścianą stał regał pełen płyt z filmami. Nora miała naprawdę sporą kolekcję. Nie byłam pewna jakie filmy lubi Lukas i nie chciałam sama decydować.
                - Wybierzesz coś? Jest spory wybór, a ja nie umiem się szybko zdecydować - uśmiecham się do niego i wskazuje półkę z filmami.
                 Po chwili Lukas wyjął z półki jedną płytę i wsadził ją do odtwarzacza. Nie byłam pewna jaki film wybrał, ale cieszyłam się, że to nie ja muszę podejmować tej decyzji.
                Film był bardzo wciągający i zanim się obejrzałam było już po dziesiątej. Widziałam, że Lukasa ten film też porwał, pomimo iż nie oglądał go pierwszy raz tak jak ja.
                Usłyszałam śmiech i ujrzałam dziewczyny wchodzące do salonu.
                - Ci już od rana balują - Judite zaśmiała się.
                - Oj tam od razu balują - zaśmiał się Lukas - przynajmniej nie wylegujemy się jak inni - powiedział wskazując lekko głową w stronę wchodzących chłopaków.
                - Jesteście głodni? - spytała Nora, gdy wszyscy zajęli miejsca koło nas na sofie i fotelach.
                - Trochę tak - powiedział Issac biorąc Judite na kolana.
                - Ty zawsze jesteś głodny - Judite klepnęła lekko Issaca w ramię - ale ja też bym coś zjadła.
                - Avery pomożesz mi? - Nora spojrzała na mnie uśmiechając się.
                - Tak - powiedziałam wstając i uśmiechając się do niej.
                Obydwie poszłyśmy do kuchni, a reszta towarzystwa wybierała w salonie kolejny film. Nora wyjęła z szafki chleb i talerzyki, ja zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu masła i wędliny. W ciszy smarowałam kromki chleba, a Nora włączyła czajnik z wodą, jednak wiedziałam, że coś ją nurtowało. Jej dziwne spojrzenie ją wydało.
                - Coś nie tak?- zapytałam, ponieważ już nie mogłam wytrzymać tej dziwnej sytuacji. Nora zawsze jest bardzo rozgadana i wesoła, niezależnie od sytuacji, a teraz jest coś nie tak.
                - Nie dlaczego? - powiedziała myśląc, że odpuszczę.
                - Nora? - zapytałam, nie dając za wygraną.
Odłożyła puszkę z herbatą i przez chwilę patrzyła na mnie nic nie mówiąc.
                - Dobra - zaczęła, a ja trochę się przeraziłam - co zaszło dzisiaj między tobą a Lukasem?
                - Co? - nie byłam pewna o co pyta i o co mnie podejrzewa. Oglądaliśmy tylko film i piliśmy herbatę, ale nie bardzo wiedziałam, o czym myśli Nora - wspólna herbata i film, a dlaczego jesteś taka poważna?
                - Na dole byliście pierwsi i nie jestem pewna, tak sam na sam może się wiele wydarzyć.
                Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Byłam wdzięczna Norze, że się o mnie martwi, ale teraz nie miała najmniejszego powodu. Nigdy nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby w jakikolwiek sposób wykorzystać taką sytuację.
                - Spokojnie, Lukas nie mógł spać, a mnie obudził budzik, później wypiliśmy ci trochę herbaty i zjedliśmy kilka ciasteczek, ale możesz być spokojna, te były chyba bez dodatków - zaśmiałam się, a Nora trochę się rozchmurzyła - nie chcieliśmy was tak wcześnie budzić i włączyliśmy sobie jeden z filmów z twojej kolekcji. Trochę zachowywaliśmy się jak u siebie, ale mam nadzieje, że nie masz nam za złe.
                - No co ty, Ave ulżyło mi trochę. Nie wiem dlaczego, ale trochę się zlękłam, jak was zobaczyłam razem na kanapie w salonie. Dobra, a tak zmieniając temat myślałaś już nad tym projektem z biologii? Robimy to w grupach?
                - Tak, niezła zmiana tematu Nora - zaśmiałam się lekko - nie, jeszcze nie myślałam nad nim, ale mamy jeszcze chyba dwa tygodnie, zdążymy.
                - Ave, nie obraź się na mnie, ale traktuje was jak siostry, których nigdy nie miałam i martwię się o was.
                Obeszłam wysepkę na środku kuchni i przytuliłam Norę. Znałyśmy się już szmat czasu i też traktowałam ją jak siostrę, wszystkie traktowałam jak siostry i cieszyłam się, że mam kogoś, komu zawsze mogę się wygadać i kto mnie zawsze pocieszy.
                Dokończyłyśmy robienie kanapek i wielki dzbanek herbaty i zaniosłyśmy wszystko do salonu.
                Dwa filmy później i kolejny dzbanek herbaty wszyscy zaczęli się zbierać. Lukas zaoferował, że może podwieźć mnie i Madison do domu, zgodziłam się, ponieważ nie miałam siły tłuc się w sukience na przystanek autobusowy.
                Przez pierwsze dziesięć minut jechaliśmy w całkowitej ciszy. Dopiero Madi zapytała się z tylnego siedzenia czy możemy włączyć radio. Lukas wybrał stacje i na cały samochód rozbrzmiała jedna z piosenek Coldplay. Bardzo lubiłam ten zespół.
                Lukas zaczął nucić słowa piosenki, a Madi mu wtórowała. Droga leciała nam naprawdę szybko, aż nagle ujrzałam sylwetkę, która dosłownie wybiegła nam przed maskę.
                -Uważaj! - krzyknęłam do Lukasa i szarpnęłam kierownicą, żebyśmy nie wpadli na osobę na drodze.
                Samochód gwałtownie skręcił w lewo, a Lukas stracił nad nim panowanie. Było bardzo ślisko, a z przeciwka jechał samochód.  Przez ten jeden moment całe życie przeleciało mi przed oczami. Wszystko działo się w zawrotnym tempie. Lukas cały czas próbował odzyskać panowanie nad kierownicą, ale bez skutku. Samochód z dużą prędkością, ślizgał się na drugi pas ruchu i nikt nie był w stanie tego powstrzymać.
                Poczułam gwałtowne szarpnięcie w przód i przeszywający ból głowy. Samochód uderzył z dużą siłą i wielkim hukiem. Nie wiedziałam nawet w co, bo przednia szyba rozsypała się w drobny mak. Zapadła ciemność.
                - Avery! wszystko ok? - słyszałam głos Madi, ale był coraz dalej. Głos był coraz słabszy, a ja czułam, że odpływam.

                Ciemność.

czwartek, 28 maja 2015

Rozdział VI

                - Ładny dom - powiedział Lukas wchodząc za Madison do domu Nory.
                - Dzięki - Nora obróciła się w jego stronę - rozbierzcie się i zapraszam do salonu.
                - Ruby dobrze się czujesz? - Colin zapytał się z troską dziewczyny, która zrobiła się kompletnie zielona i lekko się zachwiała.
                - Niekoniecznie - Ruby przyłożyła rękę do ust - łazienka...                         
                - Trafisz? - Nora krzyknęła za biegnącą Ruby, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi, ale nie raz już tu byłyśmy i Ruby na pewno wie gdzie się kierować.
                - Wchodźcie do salony - Nora wskazała dłonią wielki pokój po prawej stronie korytarza - chcecie coś do picia?
                - Tak, ja poproszę - Judite powiedziała pierwsza kierując się w stronę skórzanej sofy w salonie.
                - Sprawdzę co z Ruby - Colin wyraźnie się o nią martwił.
                Colin jest osobą bardzo opiekuńczą i czuły. Mając trzech młodszych braci Colin zawsze musiał zajmować się nimi i być tym rozsądnym i przykładnym. Ruby naprawdę dobrze trafiła, ponieważ każdy potrzebuje w życiu osoby, która potrafi się o nią troszczyć i wspierać ją, takiej jak Colin.
                - Co robimy? - zapytała Sky, gdy wszyscy zajęli miejsca w salonie, a Nora przyniosła napoje i kubki dla wszystkich.
                - Nora, masz jeszcze te palenisko za domem? - Abby zapytała się.
                - Chyba tak, tata nic z nim nie robił przez jakiś czas. Chcecie ognisko? - zapytała się patrząc po wszystkich.
                - A masz coś do jedzenia? - uśmiechnął się Issac.
                - A ty tylko o jedzeniu - Judite pokręciła głową posyłając uśmiech swojemu chłopakowi.
                - No co, jestem głodny - powiedział śmiejąc się - na imprezie nie było zbytnio czym się najeść, same chipsy i krakersy.
                - No dobra to dziewczyny chodźcie ze mną przygotujemy coś, a chłopacy niech idą rozpalą ognisko. Wszystkie rzeczy potrzebne znajdziecie w drewnianym domku - powiedziała stojąc na środku i wskazując palcem rozdzieliła zadania.
                 Nora była osobą, która bardzo lubi dominować i zawsze przejmuje dowodzenie w pracy w grupie i nie tylko. Czasami było to lekko irytujące, ale z reguły przeważnie przydaje się osoba, która kontroluje wszystko i wszystkich oraz rozdziela zadania, kiedy inni nie wiedzą od czego zacząć i co robić.
                 - Ja pójdę z chłopakami, pomogę im - powiedziała Madison.
                - Tylko załóż kurtkę - powiedziałam w jej stronę.
                - Dobrze mamusiu - powiedziała posyłając mi lekko złośliwy uśmiech.
                Lukas podszedł do mnie i rozejrzał się dookoła.
                - Wy tak na serio? - Lukas był wyraźnie zdziwiony.
                - Tak, czemu nie? - wiedziałam, że niektóre nasze pomysły są dziwne i szalone. Po prostu trzeba się do nich przyzwyczaić.
                - Ognisko o dwunastej w nocy w środku zimy? - Lukas był wyraźnie zdumiony i lekko rozbawiony naszym pomysłem.
                - Pewnie, w nocy jest najlepsza zabawa. Dzisiaj jest wyjątkowo ciepło, a poza tym, każdy ma kurtkę - powiedziałam uśmiechając się - spokojnie będzie fajnie.
                - Nie wątpię, ognisko w nocy w strojach wieczorowych - odparł Lukas posyłając mi zniewalający uśmiech, a ja wiedziałam, że on nie do końca wierzy w ten plan.
                Issac i Lukas poszli do ogródka za domem, po chwili dołączył do nich Colin. Nora i Sky zajęły się szukaniem kiełbasek w lodówce, a ja i Judite postanowiłyśmy przygotować talerzyki i kubeczki do napojów. Ruby była blada, alkohol wyraźnie jej zaszkodził. Abby podała jej szklankę wody i zimny okład.
                - Trochę lepiej? - spytała się Abby przykładając zimny okład do czoła Ruby.
                - Tak już ok - powiedziała lekko bełkocząc - albo jednak nie...
                Ruby zerwała się z krzesła i ruszyła prosto w stronę łazienki. Dlatego nie rozumiem ludzi, którzy z własnej woli, dość często upijają się, przecież nie ma w tym nic ciekawego, tylko ból głowy i wymioty.
                - Ale ona ma słabą głowę -  powiedziała Judite, lekko kiwając głową.
                - A ty masz mocną? - zapytałam, ale w tej chwili zrozumiałam, że przez prawie całą imprezę Judite chodziła z czerwonym kubkiem i sama kilka razy widziałam, jak dolewa sobie ciemnego ponczu, a teraz nawet nie bełkocze za mocna. Na pewno nie powiedziałaby "chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie", ale po niej nie widać, że aż tyle wypiła.
                - Na pewno lepszą - odparła dumnie Judite.
                - Sky, a ty jak tam? - zapytałam, bo ona też była blada, ale jakoś się jeszcze trzymała.
                - W porządku - wybełkotała - ale chyba sprawdzę co z Ruby.
                - Zobaczę jak idzie chłopakom z tym ogniskiem - powiedziała Judite zabierając ze sobą kilka plastikowych talerzyków i kubków.
                - Poczekaj, pójdę z tobą - powiedziała Abby wstając z krzesełka, stojącego przy dużym barze znajdującym się na środku kuchni.
                Nora znalazła w swojej wielkiej lodówce kilka rzeczy, które nadają się do upieczenia na ogniu i zjedzenia. Ja przez chwilę przyglądałam się wielkiej kuchni i gdy spojrzałam na kilka wiszących zdjęć na ścianie przypomniałam sobie fotografię z pokoju Cartera. Przez większość wieczoru starałam się o tym nie myśleć, ale nie szło mi to najlepiej. Powinnam o tym z kimś pogadać, jeżeli nie chce do końca zbzikować.
                - Nora wiedziałaś, że Carter miał brata? - spytałam, bo byłam pewna, że Nora coś wie i rozwieje moje wątpliwości.
                - Słyszałam tylko plotki - powiedziała odwracając się w moją stronę - podobno zginął w wypadku samochodowym, tuż przed tym jak jego rodzina przeprowadziła się do naszego miasta. Dlaczego o niego pytasz?
                - Widziałam go dzisiaj na zdjęciu u Cartera w pokoju - powiedziałam lekko zdenerwowana, ściskając plastikowy kubek w rękach, bo wiedziałam, że to co chce powiedzieć, nie ma żadnego sensu.
                - I co podobny do Cartera? - spytała się Nora uśmiechając do mnie.
                - Nie, znaczy trochę, ale on wyglądał jak Stiles.
                - O nie, Ave znowu - wiedziałam, że Nora ma juz trochę tego dość, ale ja sobie tego nie wymyśliłam.
                - Nora, mówię prawdę, jak szukałam Madi zauważyłam go na schodach i pobiegłam za nim, chciałam z nim tylko pogadać, ale on wszedł do pokoju. Weszłam za nim, jednak w środku była tylko Madison i Carter, po nim ani śladu. Po ochrzanieniu pary zakochanych chciałam już wyjść, ale zobaczyłam zdjęcie, stojące na biurku. To był on, jestem tego pewna. Nora ja nie zwariowałam - wydusiłam z siebie prawie ze łzami w oczach.
                - Och, Ave - powiedziała łagodnie Nora podchodząc do mnie i obejmując ramieniem na pocieszenie.
                - Nora, ja nie zwariowałam - powiedział cicho w jej rękę, prawie szlochając.
                - Wiem co ci poprawi humor - Nora gwałtownie wstała i ruszyła w stronę szafki wiszącej na po prawej stronie wielkiej lodówki - ostatnio była u nas ciotka, wiesz ta z Amsterdamu i przywiozła znakomite ciasteczka czekoladowe. Już nie dużo ich zostało, ale dla nas akurat.
                Nora wyciągnęła z najwyższej półki metalową, średniej wielkości puszkę z  kolorowymi napisami. W niej były już zaledwie cztery ciasteczka, ale i tak wzięłam jedno. Smakowały nieco inaczej, niż wszystkie ciastka czekoladowe, jakie dotąd jadłam, pomimo to było przepyszne. Chciałam jeszcze, ale niestety Nora zamknęła już i schowała puszkę.
                - I jak dobre, co nie? - spytała Nora, kończąc swoje ciasteczko.
                - Tak, nawet bardzo, nie jadłam jeszcze takich.
                - Oj, nie - zaśmiała się Nora - no dobra bierz kiełbaski, a ja wezmę chleb i napoje i idziemy do chłopaków.
                Po drodze wzięłyśmy nasze kurtki i dołączyłyśmy do reszty. Chłopacy bardzo dobrze poradzili sobie z paleniskiem, bo ogień płonął już w pełni. W ogródku świeciło tylko kilka lampek ogrodowych, ale dzięki pełni księżyca i niezliczonej liczbie gwiazd na niebie było wystarczająco widno.
                Ruby siedziała koło Colina, wtulając się w jego ramie. Nie była już taka blada, jak przed kilkoma minutami, ale nadal nie wyglądała najlepiej. Judite siedziała na kolanach Issaca, a koło nich siedział Lukas. Na przeciwko siedziały Abby i Sky. Madison zajęła mi miejsce koło siebie.
                - Mamy jedzenie - powiedziała radośnie Nora stawiając je na drewnianym stoliczku, który stał przy ogrodzeniu.
                Ogród Nory był sporych rozmiarów. Można było podzielić go na trzy części, ponieważ w lato, w jednym rogu ogrodu rodzice Nory ustawiają wielką trampolinę oraz czasami gramy tam w piłkę. W drugiej części, która jest oddzielona od pierwszej wielkim dębem znajdujemy się my. Drzewo to jest ogromne, a kiedy byłyśmy małe zawsze się bawiłyśmy w domku na drzewie, które zrobił jej tata na szóste urodziny. Ten  obszar jest tym, w  którym znajduje się palenisko oraz ławki. W trzeciej znajduje się drewniany domek. Rodzice Nory trzymają tam w jednej części różne rzeczy przydatne w ogrodzie na przykład kosiarkę, ale również chowają tu trampolinę na zimę. Dookoła przy ogrodzeniu rosną średniej wielkości tuje, które zapewniają prywatność od innych sąsiadów, pomimo iż najbliższy dom jest kawałek drogi od niej. Ten ogród to miejsce, w którym w lato najwięcej przesiadujemy.
                - To jak, pieczemy? - Nora podała chłopakom patyki z nadzianymi na nie kiełbaskami.
                - Czegoś mi tu brakuje -powiedziała Abby rozglądając się po wszystkich zebrany.
                - Jest jedzenie i picie - powiedział Issac zdejmując Judite ze swoich kolan i podchodząc trochę bliżej ogniska - dla mnie to już raj.
                - Ciebie bardzo łatwo zadowolić - zaśmiał się Colin.
                - Ja tam jestem prosty w obsłudze -Issac też zaczął się śmiać.
                - Już wiem! - Abby powiedziała z błyskiem w oku - brakuje muzyki.
                - Nasz ulubiona play lista? - zapytała Nora.
                - Może dzisiaj coś innego? Masz może gitarę?
                - Mój tata miał kiedyś w swoim gabinecie, poczekajcie zaraz przyniosę.
                Nora poszła po instrument, a chłopacy próbowali nie zwęglić naszych kiełbasek. Po chwili wróciła z dużą, czerwoną gitarą. Nigdy nie miałam okazji nauczyć się na niej grać, ale jakoś nie żałowałam. Perkusja to był mój żywioł.
                - Kto pierwszy? - Nora podniosła gitarę do góry - ejjj... nie ma chętnych?
                - Ja mogę zacząć - powiedział Lukas biorąc od Nory instrument.
                - Umiesz grać? - spytałam się lekko zdumiona.
                - Coś tam potrafię - powiedział uśmiechając się do mnie.
                Gdy Lukas zaczął grać i śpiewać "Hey, There Delilah"  wszyscy lekko zaniemówili. Nie sądziłam, że ma taki talent muzyczny. Issac lekko się zagapił słuchając Lukasa i wsadził kiełbaski w ogień.
                - Uważaj! - Judite lekko klepnęła w ramię swojego chłopaka wyrywając mu patyk - nie chcę jeść spalonych.
                - Przepraszam - powiedział puszczając do niej oko i uśmiechając się zadziornie - nie chciałem.
                - Lukas brałeś gdzieś lekcje śpiewu i gry na gitarze? - spytała Sky, gdy ten skończył piosenkę.
                - Nie - powiedział kręcąc przecząco głową, podając gitarę Norze - kiedyś z nudów pożyczałem gitarę mamy, a śpiew to tylko tak pod prysznicem.
                - Jesteś naprawdę dobry - powiedziała Judite.
                - Ktoś jeszcze się odważy? - zapytała Nora.
                - Ja chcę spróbować - powiedziała Madi, wyciągając rękę po gitarę.
                - Ty? - spytałam z lekkim niedowierzaniem - od kiedy grasz na gitarze? Przecież my nawet w domu gitary nie mamy.
                - Zdziwiona? - powiedziała z lekkim przekąsem - zna ktoś "This Is The Life" Amy Macdonald?
                - Tak to jest genialne - powiedziała Judite już wyraźnie znudzona trzymaniem kiełbasek i staniu blisko ognia - dobra już nie chce teraz twoja kolej - powiedziała podając Issacowi patyk.
                - Znasz słowa? - spytała się Madison siadając w odpowiedniej pozycji i chwytając pierwszy akord.
                - Coś kojarzę, ale z moim śpiewem nie jest najlepiej - powiedziała siadając na ławce.
                Madison zaczęła grać, Judite śpiewać, a ja zdałam sobie sprawę, że pomimo iż znamy się tyle lat, z Madi od jej urodzenia to tak naprawdę nie wiem o nich za dużo. Zawsze na naszych ogniskach Nora puszczała nasze ulubione kawałki z telefonu i nigdy nikt nie śpiewał przy gitarze. Nie sądziłam, że Judite ma taki głos. Nigdy jakoś nie chciała śpiewać i nie chodziła na żadne zajęcia. Na pewno bym o tym wiedziała. A Madison, gdzie ona się nauczyła grać na gitarze? 
                Lekko zakręciło mi się w głowie. Poczułam silne ukucie w żołądku. Nie mogłam się już doczekać tej pysznej kiełbaski.
                - Dobra dajcie już mi tej kiełbasy - powiedziałam nie mogąc się już doczekać.
                - Oj Ave, chyba zgłodniałaś - powiedziała Abby, śmiejąc się lekko ze mnie.
                - Troszeczkę - odpowiedziałam jej.
                Issac stwierdził, że jedzenie już gotowe i można już konsumować. Judite nałożyła każdemu po jednej. Przez chwilę każdy zajął się jedzeniem, ale nie trwało to długo. Sky poprosiła Lukasa, żeby jeszcze coś zaśpiewał, a ten nie dał się długo prosić.
                - Może jakaś piosenka ogniskowa? - spytał się Lukas - proponuję "Wheels on the Bus".
                - Ooo! Uwielbiałam to jak byłam mała - powiedziała Madison.
                Lukas zaczął grać, a my przyłączyliśmy się w śpiewaniu. Mieliśmy naprawdę dobrą zabawę. Jednak wszystko do koła zawirowało. Czułam się jakoś dziwnie, nieswojo. Mój żołądek zaczął mi się skręcać. Wstałam, aby wziąć mój kubek stojący na stoliczku, ale lekko się zachwiałam.
                 - Ave, dobrze się czujesz? - spytała się Madison, która chwyciła mnie za rękę, żebym nie wpadła do ogniska.
                - Chyba tak, tak - powiedziałam i uwalniając się z uścisku Madi ruszyłam do stoliczka po swój kubek.
                Lukas wykonywał kolejną piosenkę, a mnie naszła ochota na taniec. Taniec w blasku ognia palącego się pomiędzy nami oraz pełni księżyca. Miałam wrażenie, że wszystko zrobiła się nieco jaśniejsze i weselsze.  Od dawna nie czułam się tak odprężona.
                - Zatańczcie ze mną! - chciałam się poruszać, a wszyscy tak smutno siedzieli i patrzyli się w ogień.
                - Piłaś coś dzisiaj? - spytała się Abby uważnie mi przyglądając.
                - Oczywiście - powiedziałam unosząc plastikowy kubek z wodą - cały czas piję wodę. I to nawet bardzo dobrą. Oj wylało się troszeczkę.
                - Ave ma rację, powinniśmy się trochę poruszać - powiedziała Nora dołączając do mnie - trochę się rozgrzejemy, ponieważ robi się zimno.
                 - Dobra, jestem za - powiedziała Sky i wstała z ławki, pociągając za sobą Abby.
                Madison i Judite dołączyły do nas. Ruby nie czuła się na siłach, siedziała wtulona w Colina i się nam tylko przyglądała. Judite wyciągnęła swojego chłopaka na środek, a Lukas zagrał nam kilka wesołych piosenek. Nie przeszkadzało nam, że jest ciemna noc w środku zimy, po prostu świetnie się bawiliśmy. 
                Czułam się jakoś zdecydowanie inaczej, miałam wrażenie, że jestem wolna i nic nie może tego zmienić. Nie myślałam ani o konsekwencjach, ani o tym co mama by powiedziała słysząc nasz genialny pomysł ogniska w środku zimy.
                - Nora masz swój telefon? - spytałam chcąc puścić jakiś fajny kawałek z jej play listy i wyciągnąć Lukasa na środek.
                - Tak, a co?
                - Puść nasz ulubiony kawałek - powiedziałam w stronę Nory. - A ty rusz się ze mną - skierowałam się w stronę Lukasa i odstawiłam gitarę na bok.
                - Nie ja wolę popatrzeć - powiedział niepewnie - taniec to nie jest moja mocna strona.
                - Oj nie marudź - powiedziałam wyciągając go za rękę i posyłając mu promienny uśmiech.
                Nora puściła jedną z naszych ulubionych piosenek Maroon 5, a my zaczęliśmy tańczyć, pomimo iż wyglądało to trochę niezdarnie. Nie należę do dobrych tancerzy, ale Lukas faktycznie nie kłamał, mówiąc, że taniec mu nie idzie. Nie przeszkadzało mi to zbytnio. Miałam za dobry humor, żeby popsuć go sobie takimi błahostkami. 
                Lampy ogrodowe nie dawały zbyt dużo światła i nie do końca widziałam co mam pod nogami. Poczułam, że ze dwa razy nadepnęłam Lukasa i chyba raz Skyler, ale nie byłam pewna. Nikt się za mocno nie skarżył. Judite wywijała z Issaciem piruety, a Ruby i Colin byli odpowiedzialni za muzykę. Colin włączył nam kolejny kawałek. Lukas poczuł rytm i lekko się rozluźnił. Chciał mnie obrócić, ale nie wyszło nam to najlepiej, bo zakręciło mi się w głowie i runęłam jak długa na ziemie.
                 Normalnie pewnie byłabym lekko zażenowana i zrobiła się czerwona jak burak, ale teraz czułam się rozluźniona. Zaczęłam się śmiać, a dziewczyna razem ze mną. Lukas podał mi rękę, chcąc mnie podnieść, ale ja zamiast wesprzeć się na jego ręce i podnieść do góry pociągnęłam go w dół i po chwili leżał koło nie również się śmiejąc.
                 Ataki śmiechu mam raz na jakiś czas, ale jak już naszyły to nie mogłam się ich pozbyć. W tej chwili wszystko wydawało się zabawne. Sky podała mi rękę i udało mi się wstać. Issac pomógł Lukasowi.
                 Na szczęście sąsiedzi Nory nie mieszkali zbyt blisko i byli bardzo wyrozumiali, ponieważ nie zachowywaliśmy się zbyt cicho, a było już grubo po północy.
                - Wracamy do środka? - zapytała się Madison - trochę zmarzłam.
                - Pewnie - powiedział i dopiero wtedy wróciłam uwagę, że faktycznie jest trochę zimno - musimy tylko posprzątać.
                Chłopacy ugasili ogień, a ja i Sky zebrałyśmy talerzyki. Nora zabrała gitarę i wszyscy ruszyliśmy do środka. W domu było znacznie cieplej. Zdjęliśmy kurtki i zaniosłyśmy rzeczy do kuchni.
                - Ktoś zmęczony? - spytała Nora - na górze kilka pokoi gościnnych jest przygotowanych.
                Nie bawiłam się nigdy tak dobrze i nie chciałam kończyć zabawy tak szybko. Jednak gdy spojrzałam na zegarek okazało się, że jest już po trzeciej nad ranem. Z reguły noce zarywam tylko, kiedy mam jakiś sprawdzian i nie zdążyłam się nauczyć, ale taka noc jak dzisiaj podobała mi się zdecydowanie bardziej. Nie chciało mi się spać i czułam, że mam jeszcze w sobie strasznie dużo energii. Mój pęcherz nie wytrzymywał już od nadmiaru wody, którą w siebie wlałam. Musiałam jak najszybciej udać się do łazienki.
                Łazienka na dole przypominała łazienkę u królowej. Był duży prysznic i toaleta oraz wielka umywalka. Dodatkowo wszystko było ozdobione złotymi dodatkami. Nad umywalką wisiało ogromne lustro zajmujące większą część ściany w kolorze ciepłej pomarańczy.
                Myjąc ręce spojrzałam w swoje odbicie i nie mogłam uwierzyć, że moje oczy były czarne i jedyne co się rzucało to moje gigantycznie rozszerzone źrenice. Nie brałam nic, ani nie piłam, żeby mieć takie objawy, ale po dłuższym przyjrzeniu uznałam, że to ze zmęczenia i niewyspania.
                Wychodząc zakręciło mi się w głowie i aby nie stracić równowagi chwyciłam się klamki. To nie było normalne, ale nie przejęłam się tym za mocno.  Tego wieczoru czułam się dziwnie wolna i nie chciałam się niczym przejmować.
                Po chwili dołączyłam do reszty, która siedziała w największym z pokoi gościnnych w domu Nory. Nasz ulubiony pokój i zawsze na nocowaniu u Nory spałyśmy właśnie tu. Jednak gdy weszłam do pokoju zatrzymałam się w progu, ponieważ nie mogłam uwierzyć, że znowu się to dzieje.
                Przy oknie stał Stiles, opierał się o parapet i patrzył w moją stronę. Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić ten obraz z głowy. Gdy po dłuższej chwili nie nic się nie zmieniło, nie wiedziałam co zrobić. Wszyscy siedzieli na łóżku i gadali i nikt nie zauważył, że już wróciłam. Nie mogąc pozbyć się halucynacji wzięłam długi wazon z kwiatami, stojący na dużej drewnianej komodzie tuż koło wejścia po prawej stronie.
                 Zamachnęłam się i wylałam całą wodę w stronę Stilesa.
                - Avery! Co ty robisz? - Nora zerwała się na równe nogi - dlaczego to zrobiłaś?
                Dopiero w tym momencie zorientowałam się, że tam zamiast Stilesa stał Lukas i to on oberwał wodą z wazonu.
                - Matko, przepraszam - powiedział w stronę Lukasa wyciągając do niego rękę, tak jak bym chciała zetrzeć z jego bluzki całą wodę.
                - Ave co cię napadło? - Nora podniosła głos kierując to pytanie w moją stronę - Lukas zaraz mogę pożyczyć ci jakąś bluzkę od taty, idź do łazienki zaraz ci przyniosę.
                - Nie trzeba, to tylko woda. Powinna wyschnąć - powiedział uśmiechając się do Nory.
                - Oj nie marudź, nie będziesz siedział cały mokry.
                Lukas poszedł  niechętnie się przebrać, a Nora przyniosła mu podkoszulek taty. Ja chciałam go przeprosić, ale nie mogłam mu powiedzieć, że chciałam przezwyciężyć moje halucynacje, ponieważ na pewno by szybko stąd wyszedł i więcej nie wrócił.
                - Lukas, naprawdę nie chciałam - powiedziałam przepraszającym tonem, jednak wiedziałam, że nie wyglądało to najlepiej.
                - Nie, jest ok - powiedział zdejmując swoją koszulkę.
                W tym momencie zaniemówiłam. Jednym, szybkim ruchem zdjął koszulkę i stał przede mną na wpół rozebrany, a ja nie wiedziałam, gdzie mam się patrzeć. Miał bardzo dobrze zbudowany tors, ale moją uwagę przyciągnął niewielki tatuaż na prawym boku, który przedstawiał pióro ptaka.
                Zawsze podobały mi się tatuaże i chcę zrobić sobie jakiś mały na osiemnaste urodziny. Jednak zaczęłam się zastanawiać co może oznaczać ten symbol na jego ciele. Nie wypadało  mi zapytać go o to, ponieważ wyszło by, że mu się uważnie przyglądam.
                - Spóźniony lany poniedziałek - zaśmiał się i na szczęście widziałam, że nie jest na mnie zły.
                Lukas szybko ubrał się w ubranie od Nory, które leżało na nim jak ulał. Po tym dołączyliśmy do reszty, ale cały czas czułam się lekko zażenowana. Nie wiem co mi odbiło. I dlaczego znowu widziałam Stilesa?
                Przez jeszcze dobrą godzinę siedzieliśmy w jednym pokoju i gadaliśmy. Potem chłopaków zmorzył sen i Nora pościeliła im w drugim pokoju. Dziewczyny też były wyraźnie padnięte. Najszybciej odpłynęły Ruby i Sky, po nich Abby i Judite.
                Niestety ja nie mogłam zasnąć, energia roznosiła mnie i poczułam duży uścisk głodu w żołądku.
                - Nora idziemy coś zjeść? - zapytałam.
                - Jak jesteś głodna, możemy iść.
                - Madison idziesz z nami? - spytałam, bo widziałam, że jeszcze nie śpi.
                - Nie, położę się już, jest już czwarta trzydzieści, przydałoby się chociaż chwilę kimnąć - powiedziała szeptem, żeby nie zbudzić dziewczyn.
                Zeszłyśmy do wielkiej kuchni. Nora otworzyła lodówkę, a ja usiadłam za blatem znajdującym się na środku pomieszczenia.
                - Co chcesz? - spytała pokazując ręką otwarte drzwi lodówki.
                - Może jeszcze po małym ciasteczku z metalowej puszki? - spytałam z nadzieją, ponieważ te ciastka były niesamowite.
                - Ave, muszę ci coś powiedzieć - powiedziała zamykając lodówkę i stając na przeciwko mnie. - To nie były zwykłe ciasteczka.
                - Nora wiem, to były najlepsze, czekoladowe ciasteczka jakie jadłam - powiedziałam uśmiechając się.
                - Oj nie wątpię - zaśmiała się Nora - to były ciasteczka od mojej ciotki z Amsterdamu, wiesz której, kiedyś ci o niej opowiadałam.
                - Tak kojarzę - pokiwałam głową.
                - Ale te ciasteczka były tylko dla moich rodziców - Nora mówiła bardzo oględnie i nie wiedziałam do czego zmierza - to były bardzo wesołe ciasteczka.
                - Wesołe? - naprawdę próbowałam zrozumieć co ona do mnie mówi, ale miałam wrażenie, że traktuje mnie jak dziecko z przedszkola.
                - To były ciasteczka z domieszką marihuany - powiedziała ściszając głos.
                - Co?! - podniosłam nieco głos, ale nie mogłam w to uwierzyć. Moja najlepsza przyjaciółka mnie naćpała.
                Nora zawsze miała szalone pomysły, ale teraz to już przesadziła. Nie sądziłam, że może się posunąć aż tak daleko.
                - Ciszej, bo wszystkich pobudzisz - powiedziała podnosząc palec do ust - wspominałaś dzisiaj o tych halucynacjach, pomyślałam, że musisz się trochę odprężyć. Rodzice  myślą, że nic o nich nie wiem, ale kiedyś podsłuchałam ich rozmowę w kuchni, po tym jak przyszła paczka od cioci.
                - Chciałaś, żebym nie miała halucynacji i mnie naćpałaś? - powiedziałam z lekko ironią w głosie - nie udało ci się.
                - Jak to? Znowu go widziałaś? - zapytała z troską w głosie.
                - Tak widziałam jak stał przy oknie w pokoju gościnnym. Chciałam pozbyć się tej halucynacji, ale okazało się, że tam stał Lukas i to on oberwał wodą z wazonu.
                - Może powinnaś iść do lekarza?
                - Tak, od razu do psychiatry - powiedziałam z rezygnacją w głosie.
                - Oj spokojnie, Ave będzie dobrze, jakoś sobie z tym poradzimy. Dzisiaj powinnyśmy już spać.
                - Czy te ciasteczka są bezpieczne? Czy można się od nich uzależnić? - miałam milion pytań i byłam przerażona, gdy to wszystko do mnie dotarło. Jak mama by się dowiedziała, że jestem naćpana marihuaną, wyrzuciła by mnie z domu. Nie miałabym po co wracać.
                - Spokojnie Avery, nie umrzesz od tego. Czułaś się inaczej? Czułaś się wolna od problemów?
                - Nora nie dobijaj mnie. Tak czułam się inaczej, ale nigdy w życiu nie chcę tego powtórzyć. Te wszystkie zawroty głowy i moje wielkie źrenice to od tego? - spytałam, ale wszystko zaczęło mi się układać w całość.
                - Tak, ale to jest tylko chwilowe - powiedziała.
                - A ty ile razy próbowałaś? - Nora za dużo wiedziała, żeby to był jej pierwszy raz.
                - Kiedyś raz spróbowałam, dzisiaj był drugi.
                - Na pewno? - byłam lekko podejrzliwa co do niej, bałam się że mogła się od tego uzależnić.
                - Na pewno, spokojnie - powiedziała uśmiechając się do mnie - nie objadam się tym na co dzień.
                - Dobra zjedzmy coś i idziemy spać - poczułam lekkie znużenie, moja energia gwałtownie wyparowała.
                - Po jabłku? - spytała podając mi jedno.
                - Może być - powiedziałam biorąc od niej i wstając, aby umyć je pod ciepłą wodą.


                Po paru chwilach poszłyśmy na górę. Zanim zasnęłam, rozmyślałam nad tym co mi powiedziała Nora, o tych ciasteczkach i Lukasie i jego tatuażu. Bardzo chciałam wiedzieć co oznacza ten symbol.